sobota, 13 sierpnia 2011

Szkolny prześladowca - rozdział 6

Minął już tydzień od kolacji i od tamtej pory Meiji nie rozmawiał z Aizawą. Wyszedł wtedy z pokoju i poprosił Katzu o powrót do domu. Wytłumaczył mu, że źle się czuje i chciałby się położyć. Od tamtej pory Satoru traktował go jak powietrze co po jego wyznaniach było dość dziwne. Najpierw opowiada mu o tak osobistych rzeczach na które nie wiedzieć czemu się zdobył, a potem udaje, że białowłosy nie istnieje. Co to za wyjaśnienie „ Widzę, że jesteś takim samym rozbitkiem życiowym jak ja”? Chociaż przyjrzeć się temu bliżej to jest w tym jakiś sens. Pewne rzeczy, historie zbliżają ludzi i może poczuł w nim bratnią duszę. Kogoś kto wie co to znaczy zostać odrzuconym i zrozumie związany z tym ból. Tylko czemu ponownie powtarza się sytuacja z przed kilku dni. To prawda, że w porównaniu z tamtą, ta jest całkiem inna, ale chłopak i tak robi porównania. W głowie powstawała mu też masa teorii i najprawdopodobniejsza jest ta, że Satoru myślał sobie, że jak dalej będzie źle traktował Matsurę to ten się załamie i będzie chciał skończyć z tym życiem. No bo czemuż ma służyć to co teraz się dzieje? Nie ma nawet okazji go zaczepić i porozmawiać. Za każdym razem pięknooki uciekał widząc zbliżającego się do niego chłopaka.
-Imbecyl.
-Słucham?
Dopiero teraz wrócił z krainy myśli do rzeczywistości. Znajdował się na jednym z basenów w ośrodku, a bicze wodne uderzały w jego zatopione do połowy ciało. Jego lekarz siedział obok i przyglądał się mu z wyrazem twarzy, która nic nie rozumie.
-Przepraszam to nie było do pana.
-Nie wiem kto jest obecny w twoich myślach, ale chyba jesteś zły na tą osobę.
-Kolega, znajomy sam nie wiem jak go nazwać, ostatnio coś mi wyznał i od tej pory mnie unika.
-Może boi się czegoś. Powiedziałeś mu coś takiego, że woli trzymać się od ciebie z daleka?
-Nie. To był taki chłopak, który mnie źle traktował w szkole. Nagle obaj otworzyliśmy się przed sobą. Myślałem, że będzie już między nami dobrze. To prawda, że ciężko by mi było zapomnieć co przez niego przeszedłem, ale to chyba normalne. Prawda doktorze?
Lekarz zmniejszył siłę uderzeń biczy i zapisał coś w karcie.
-Nie wiem nie znam chłopaka. Powinieneś jednak zrobić coś, aby z nim porozmawiać i wyjaśnić wasze sprawy. Rozmowa daje dużo i możliwe, że wam jest ona bardzo potrzebna. Jakoś musisz nakłonić kolegę do niej. Niewyjaśnione sprawy są zadrą w sercu.
-Mógłby pan być dobrym doradcą.
-Nie był bym wtedy twoim rehabilitantem.
-Chyba wiem co muszę zrobić. Nie wie pan czy Ryutaro Daishi jest dziś w pracy?
-Już późno, mógł wyjść. Dziś kończy wcześnie. Z tego co wiem pojutrze masz z nim masaż, a po co ci on?
-To mój drugi doradca.
-A czyli ja zostałem zwolniony z tego stanowiska? - fizjoterapeuta wyłączył hydromasaż – Na dziś kończymy.
-Nie zwolniony, raczej ma pan urlop.
Roześmiali się obaj. Chłopakowi poprawił się humor. Naprawdę lubił tego lekarza. Szkoda, ze jego ojciec nie był taki.

Po tym jak się ubrał, wyszedł na korytarz i zadzwonił do rudzielca. Kto inny miał mu pomóc jak nie ten facet?
=Halo.
-Hej Ryu. Jesteś jeszcze w ośrodku? Mam do ciebie sprawę.
=Jestem w szatni, zaraz wychodzę.
-To poczekaj. Miałem dziś zabieg i zaraz zejdę do ciebie.
=Ok. Tylko się pośpiesz. Mam zaraz spotkanie.
-To nie potrwa długo. Do zobaczenia.
Szybko zbiegł po schodach. Czekanie na windę zajęło by mu za dużo czasu. Ryu stał obok recepcji co chwila spoglądając na zegarek.
-Cieszę się, że zaczekałeś.
-No mów o co chodzi.
*
Plan musiał wypalić. To było jedyne wyjście, żeby mógł przez chwilę z nim porozmawiać. Pewnie oberwie za to od niego, ale co mu tam, musi spróbować. Następnego dnia po rozmowie z Ryutaro poszedł do małej kawiarni, którą zaproponował rudzielec na wykonanie planu. Czuł jak ze zdenerwowania pocą mu się ręce, a serce chce z piersi wyskoczyć. Przeżywał ogromny stres i sam był sobie winien.
Wszedł do kawiarni i usiadł przy jednym ze stolików ustawionych w rogu sali. Kawiarnia była przytulna w miodowym kolorze. Okrągłe stoliki z których każdy okrywała biała serweta z postawionym na niej małym lampionem, stały w znacznej odległości od siebie, dając tym samym trochę prywatności przy rozmowach.
Zamówił sok pomarańczowy i czekał na swoich gości.
-On mnie zabije. Tak, na pewno mogę już żegnać się z życiem, ale kto mówi, że musi poznać prawdę o tym, że spotkanie było zaplanowane. Cholernik jest bystry i będzie wiedział.
Maleńkie dzwoneczki przy drzwiach zadzwoniły dając tym samym znak, że weszli nowi klienci. Nerwy sięgnęły zenitu, gdy tymi kolejnymi klientami okazali się Ryutaro i Satoru. Rozgadany chłopak nie widział do jakiego stolika prowadzi go przyjaciel.
-Nie oglądam filmu tylko dlatego, że gra tam jakaś gwiazda, ale po to, że podoba mi się scenariusz, a ten nowy z Shimadą zapowiada się obiecująco – dotarło do niego. Czyli Satoru lubił dobre filmy – Ostatnio ogląd...
-O jaki ten świat mały. Zobacz kogo my tu mamy – Ryutaro udawał zaskoczonego widokiem białowłosego.
Szarooki odwrócił głowę i na jego twarzy pojawiła się obojętna maska.
-Możemy się przysiąść? - zapytał rudzielec.
-Oczywiście.
-Siadaj Satoru.
-Inne stoliki są wolne.
-Ale przy nich nie siedzi Meiji. Siadaj, nie rób scen.
Usiedli na wygodnych krzesłach. Po chwili podeszła do nich kelnerka.
-Co panowie zamawiają?
-Dwa cappuccino i szarlotkę trzy razy. Może chcesz coś jeszcze do picia? - zapytał Ryutaro białowłosego.
-Nie, dziękuję. Sok mi wystarczy.
Kelnerka zapisała w notesie ich zamówienie i odeszła.
- Meiji chyba lubisz szarlotkę?
-Tak Ryu, dzięki.
-Satoru ją uwielbia. Co tak siedzisz i nic nie mówisz? - trącił brata łokciem.
-Ty mówisz, jak zawsze za dużo.
-Bo nie lubię niezręcznej ciszy. Zachowujecie się jakbyście się nie znali.
-To był głupi pomysł z tym spotkaniem. On nawet na mnie nie patrzy – myślał Meiji.
Kelnerka przyniosła ich zamówienie.
-Ślicznie dziękujemy – uśmiechnął się rudzielec – smakowicie to ciasto wygląda. Smacznego – wziął widelczyk i zamierzał zabrać się za szarlotkę, gdy jego telefon zagrał ostrą rockową piosenkę – Sorki muszę odebrać. Zaraz wracam.
Satoru napił się kawy na moment zawieszając wzrok na Matsurze. Szybko jednak skierował spojrzenie na brata, który zmartwiony wrócił do stolika.
-Obawiam się, że muszę was zostawić. Mam nagły przypadek.
-To ty masz nagłe przypadki?
-Nie wiedziałeś? Przy kasie ureguluję rachunek także nie martwcie się o płacenie. No, chyba że coś jeszcze zamówicie.
-Ja zapłacę za siebie – zaprotestował Meiji. Przecież to on wymyślił to spotkanie.
-Nawet o tym nie myśl i nie kłóć się ze mną. Cześć.
Odprowadzili go wzrokiem.
-To nic tu po mnie – Satoru przymierzył się do wstania od stolika.
-Zaczekaj! - powiedział Meiji, głośniej niż zamierzał.
-Czego chcesz?
-Porozmawiać. W szkole mi uciekasz, a po tym co mi wyznałeś...
-Myślisz, że po tym będziemy przyjaciółmi i będę z tobą gadał?
-Nie, ale mógłbyś nie udawać, że mnie nie ma.
-Chciałeś żebym nie zwracał na ciebie uwagi, to proszę dostałeś to, więc czego teraz chcesz?
-To było wcześniej, teraz mi nie pasuje to unikanie się.
-Nie pasuje! Książątko jest niezadowolone!
-Nie mów tak do mnie.
-To jak mam mówić? - nachylił się ku niemu.
-Normalnie. Nie wiem dlaczego najpierw wyznajesz mi o sobie takie rzeczy, a potem zachowujesz się tak jak przez cały ten tydzień.
-Miałem ochotę komuś się wyżalić, a ty ze względu na twoją przeszłość po części mogłeś mnie zrozumieć. To nic nie znaczyło. Nie wyobrażaj sobie rzeczy których nie ma i nie będzie. Nigdy, powtarzam nigdy nie zbliżymy się do siebie choćby na stopie koleżeńskiej.
-Nie wyobrażam sobie tego – wyszeptał – ja tylko myślałem, że będziemy mogli czasem porozmawiać – wstał, ubrał kurtkę i oddalił się od stolika. Od dawna nie czuł się tak źle, jakby ponownie coś stracił. Przecież nie powinien czuć się zawiedziony. Przecież to Aizawa, którego nie cierpiał od dnia ich pierwszego spotkania. To on go upokarzał i ośmieszał na każdym kroku, powinien skakać z radości, że to się już skończyło. Niestety to ten sam typek obudził w nim uczucie pragnienia dotyku, ciepła nie pochodzące od matki, czy brata. Jego ciało od tamtego liźnięcia po szyi tęskniło za tym, szalało i sny go co noc rozbudzały, gdy widział czyjeś dłonie sunące po jego ciele. Tak przyjemne, kojące, chroniące przez złem tego świata, dające poczucie, że należy do kogoś i ten ktoś chce go takim jakim on jest. Pragnął, aby to właśnie Satoru był właścicielem tych rąk, ale on nawet z nim rozmawiać nie chciał. Cóż przynajmniej będzie miał spokój w szkole, tak bardzo o tym marzył. Gdyby jeszcze Jiro przestał zabijać go wzrokiem to już by była sielanka. Parsknął na tą myśl.
-Głupi jesteś Meiji, zwyczajnie głupi. Czego chciałeś, na co liczyłeś? Sam nie umiesz sobie odpowiedzieć na te pytania, a myślałeś, że uda ci się zbliżyć do swojego prześladowcy, byłego prześladowcy, bo ci się podoba? Wrr. Mam go dość. Na szczęście nie domyślił się, że to spotkanie ukartowałem.
Wyszedł z kawiarni nawet się nie oglądając.

W domu był sam. Mama znów wyjechała na delegację, a Kazu był na randce. Niech chociaż on będzie szczęśliwy. Położył się na kanapie i nawet nie wiedział, kiedy zmęczony tym wszystkim zasnął. Obudził go dźwięk jego komórki. Z ociąganiem sięgnął na stolik po telefon i odebrał go .
-Słucham.
=I jak było? Porozmawiałeś z nim? Wyjaśniliście sobie to co cię gnębiło?
-A to ty Ryutaro.
=Słyszę radość w twoim głosie o którą przyprawił cię mój piękny słowiczy głosik.
-Odpowiedź na twoje pytania jest jedna. Nic sobie nie wyjaśniliśmy. On mnie nie chce znać i koniec kropka. Powinienem skakać z radości co?
=To trudny charakter.
-To nie charakter, raczej ma coś z głową. Jak ktoś może w jednej chwili mówić o sobie w takiej szczerości, jakby chciał coś zmienić na lepsze, a potem zachowuje się jak świr i mówi, że to nic nie zmieniło. Chociaż nie, zmieniło w końcu mam spokój taki jaki sobie życzyłem.
=To czego ty chcesz? Masz to co chciałeś.
-Ja nie wiem czego chciałem. Tydzień temu dał bym za to wszystko, przed tą kolacją, nawet wcześniej, żeby się ode mnie odczepił teraz jednak chcę z nim rozmawiać, być blisko. Patrzeć w jego oczy, słuchać jego głosu.
=Zabujałeś się w nim!
Do Meijiego dotarło, że powiedział na głos to co myślał.
-Nie, źle mnie zrozumiałeś. To nie tak...
=Nie panikuj słodziaku. Już wcześniej to zauważyłem. Domyśl się czemu na naszym pierwszym masażu u ciebie w domu tyle ci o nim opowiedziałem. Nie jestem paplą, która wszystkim wokół rozpowiada o członkach swojej rodziny. Widziałem jak Satoru cię interesuje i jak zabłyszczały ci oczy na wzmiankę o nim.
-To ty wiesz coś, czego ja jeszcze nie wiem.
=Wiesz, tylko musisz dopuścić do siebie te myśli.
-Po co, żeby cierpieć? I tak nie zbliżę się do niego. On już nawet na mnie nie patrzy.
=Robi błąd, bo jesteś najlepszym co go może spotkać. Zostaw to mnie. Cześć.
W telefonie słychać było tylko dźwięk rozłączonej rozmowy.
-Co chcesz... Cześć.
Podniósł się z kanapy i powędrował szlakiem po dywanie, a później kafelkach do kuchni. Wziął z lodówki jogurt i udał się do swojego pokoju. Było już późno, ale nie chciało mu się spać. Włączył laptopa i podjadając jogurt uruchomił pokaz slajdów. Zdjęcia, które co trzy sekundy zmieniały mu się na monitorze, przedstawiały jego z przed kilku lat. Był radosny, otwarty, czasami szalony, ale nawet wtedy miał w sobie delikatność gołębia. To było jego życie z przed wypadku. Myślał wtedy, że nic złego nie może go spotkać, że jest dzieckiem szczęścia ze wspaniałą rodziną i przyjaciółmi.
-Oszuści, pieprzeni oszuści. Nikomu nie można ufać na tym świecie poza sobą. Sam siebie nie zawiedziesz. Jesteś beznadziejny Meiji. Jak oni mogli z tobą zostać jak...
Sfrustrowany zamknął klapę laptopa. Postawił pusty kubek po jogurcie na biurku i rzucił się na łóżko. Ukrył twarz w poduszce i zapłakał. Myślał, że już nie ma w nim pokładu łez, ale się mylił. Dobrze, że są, inaczej by się udusił z tych wszystkich wspomnień dawnych i tych teraźniejszych związanych z pięknookim. Łzy przynoszą ulgę, świat staje się wtedy inny, zamazują się ostre krawędzie pełne kujących kolców i wydaje się, że nie jest już tak źle jak było zanim opuściły swoje stałe miejsce.
*
Obudził się późno i bez śniadania pobiegł na przystanek. W ostatniej chwili zdążył na autobus. W szkole był lekko spóźniony i pobiegł szybko na lekcje. Dzisiaj pierwsze miało być wychowanie fizyczne i mimo zwolnienia z ćwiczeń musiał zaliczyć obecność. Wszedł na sale gimnastyczną od razu napotykając niezadowolony wzrok swego nauczyciela.
-Pan Matsura. Cieszę się, że zaszczycił nas pan swoją obecnością. To, że jakiś głupi lekarz zwolnił pana z moich zajęć nie oznacza, że może je pan lekceważyć! - podniósł głos nie zważając na obecność innych uczniów - Zastanawiam się z czego ja panu wystawię ocenę.
-Może z gapienia się jak biegamy za piłką lub jak robimy pompki – zaśmiał się Jiro. Satoru stał obok niego, ale się nie odzywał. Trzymał dłonie w kieszeni swoich szortów i udawał, że nic go ta sytuacja nie obchodzi.
-Musiałby za to dostać najwyższą ocenę, bo dobrze mu to wychodzi – zawtórował uczniowi nauczyciel. Był to umięśniony facet z czterdziestką na karku i lubiący mścić się na swoich słabszych uczniach, uważając, że są nieudacznikami. Dlatego Meiji tak bardzo nie lubił WF.
-Myśli pan, że nie chciałbym ćwiczyć? - tym razem nie przysiadł grzecznie na ławeczce. Koniec z poniżaniem go przed innymi i to przez nauczyciela, który powinien być mądrzejszy od dzieciaków. Kątem oka widział, że Satoru przygląda mu się z szeroko otwartymi oczami – Gdybym mógł był bym pierwszy tutaj. Nie mam ochoty siedzieć na ławce jak jakiś rezerwowy, nie przydatny zawodnik. Tylko, że ja zwyczajnie nie mogę ćwiczyć tak jak pan każe. Nie będę grał w nogę, w siatkówkę czy kosza, a chciałbym nawet pan nie wie jak bardzo. Dlatego niech pan zajmie się lekcją, a mi da święty spokój – dopiero wtedy usiadł na ławce, wyciągając z plecaka zeszyt do chemii. Lekcja WF była dla niego dodatkową godziną przeznaczoną na naukę tego przedmiotu. Nauczyciel z lekka skwaszoną miną rozpoczął lekcję i nie zwracał już uwagi na samotnie siedzącego ucznia.
Po czterdziestu pięciu minutach zakończył zajęcia i kazał podopiecznym iść pod prysznice.
Meiji spakował zeszyty i wyszedł z dusznej sali. Poczekał tam sobie na Satoru. Ostatni raz spróbuje z nim pogadać. Piętnaście minut później szarooki wyszedł z mokrymi włosami w towarzystwie Jiro. Na lekcji jak i teraz nie było Hayato. Aizawa zauważył chłopaka i chciał go ominąć, ale ten zastąpił mu drogę.
-Satoru chcę z tobą tylko zamienić kilka słów. Czuję, że nie powiedziałeś mi prawdy.
-Czy ty się nie umiesz odczepić ode mnie? Powiedziałem ci prawdę o co ci chodzi?
-Ja chce tylko wiedzieć, czy powiedziałem coś, że wtedy tak szybko wyszedłeś.
-Idiota. Czy ty nie rozumiesz co mówię w twoim ojczystym języku? Złaź z drogi – warknął.
-Ale...
W tym momencie przerwał mu Jiro, chwytając chłopaka tak, że wykrzywił mu rękę.
-Słyszałeś co on powiedział? Spierdalaj.
-Jiro puść go!
-Oszalałeś? Nie słucha co do niego mówisz. Musi się nauczyć, że do ciebie bez pytania się nie można odzywać.
-Chyba przesadzasz i zostaw go, bo ci nogi z dupy powyrywam jak tego nie zrobisz!
Jiro puścił Matsurę i obaj patrzyli zszokowani na Satoru.
-Czemu tak mówisz? Przecież od początku ty to samo robiłeś. Ja już nie mogę?
-Nie, kurwa nie możesz. On jest mój i spróbuj go tylko tknąć... - w oczach szarookiego płoną ogień.
-Wiesz co? Myślałem, że jak jesteśmy przyjaciółmi to będziesz raczej stawał w mojej obronie, a nie w obronie nic nieznaczącego chłystka, a tu proszę jaka zmiana.
-Zachowujesz się tragicznie Jiro odkąd rzuciła cię dziewczyna.
-Pieprzę ją. Was obu też! - krzyknął i pobiegł w głąb korytarza.
-D...dlaczego to zrobiłeś? - zapytał Meiji.
-Znęcać się nad tobą mogę tylko ja.
-Przecież i tak już tego nie robisz.
-No właśnie, może powinienem?
Nastąpiła krótka chwila ciszy, podczas której białowłosy w bił wzrok w czubki swoich butów.
-Nie zbliżaj się do mnie – powiedział Satoru, tykając go palcem w klatkę piersiową.
Meiji podniósł na niego wzrok. Chciał już mu powiedzieć, że nie może tego zrobić, bo bardzo chce być blisko niego.
-Czułem, że wtedy chciałeś być blisko mnie.
-Porąbało cię?
-Nie, ja tylko chcę wiedzieć dlaczego traktujesz mnie jak powietrze.
-Odczep się ode mnie.
-Ok. Jak chcesz. Powiedz mi jeszcze gdzie jest Hayato?
-On cię nawet lubi, nie wiem czemu. Nie czuł się dziś dobrze. I o nic więcej nie pytaj, bo nie odpowiem. Spadaj śliczny.
-Zmieniasz się jak kameleon. Raz zachowujesz się w porządku, jesteś nawet miły, a innym razem jakby w ciebie diabeł wstąpił. I nie mów mi, że to dlatego, że wciąż widzisz jego we mnie, bo to już mamy za sobą.
-Miły byłem tylko raz, przez chwilę w domu, bo taki miałem kaprys, a normalnie jestem diabłem wcielonym, więc nie wchodź mi więcej w drogę, bo gorzko tego pożałujesz - odepchnął go lekko, jak na niego i ruszył do klasy.
-Dowiem się dlaczego mnie odpychasz. Tylko po co? Na co mi ta wiedza? Uparłem się na coś i tylko w kółko męczę jego i siebie. Najpierw chciałem wiedzieć, czemu mnie gnębi. Teraz dlaczego unika i nie chce się zakolegować. Jestem masochistą. Muszę dać sobie z nim spokój i skupić się na sobie. Tak będzie lepiej. Nie, nie będzie, bo się chyba w nim zakochałem.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, Satoru właśnie zachowuje się dziwnie najpierw jest miły dla Mijego aby za chwilę być już wredny, a teraz traktuje go jak powietrze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń