sobota, 13 sierpnia 2011

Tylko Ty - rozdział 5

Patrząc w wielkie, widokowe okno widział jak słońce chowa się za drzewami, które przepuszczały jego pojedyncze promienie przez swoje rozłożyste gałęzie. Odbijały się w stawie nad którym przebiegał most i taras, często używany latem do odpoczynku i rozmyślań. Obok był rząd starannie przystrzyżonych krzewów, a na barierce stały małe latarnie. Wszystko to napawało go spokojem. Odetchnął i powrócił myślami do chłopaka siedzącego naprzeciw niego. Miał czarne włosy i oczy. Smukłe ciało i piękne dłonie z długimi palcami. Poruszał się z pełną gracją. Na lewym uchu miał kolczyki, a mały palec prawej ręki zdobił srebrny sygnet, taki sam jak Kei'a. Był bardzo podobny do niego, a jednocześnie taki inny. Tanaka, czyżby zbieżność nazwisk nie była przypadkowa? Rozmawiał z jego bratem jakby znali się od zawsze. Nie mógł uwierzyć, że znają się zaledwie tydzień, a zachowują się jakby łączyła ich wieloletnia znajomość. Czasem nić porozumienia zawiązuje się w jednej chwili, a czasem po latach trudno dogadać się z kimś kogo się zna.
Eiji przeniósł swoje piękne oczy na Ryu. Chłopak mu się spodobał, był piękny o cudownych błękitnych oczach w których migotała nutka rozbawienia i ciekawości. Spodobał by się jego bratu. Wyglądał na chłopaka, który doskonale by sobie z nim poradził, a może i coś w nim obudził.
-Ryu do jakiego liceum chodzisz? - zapytał Eiji. Od godziny siedział w salonie państwa Kazama. Po przybyciu do tej posiadłości oddał dokumenty gospodarzowi domu i został zaproszony na herbatę przez Shina. Oczywiście zaproszenie przyjął z ochotą.
-Chodzę do Shitori. Jestem w trzeciej klasie.
-To pewnie znasz mojego brata Kei'a – upewniło to Ryu w swoich przypuszczeniach.
-Mam wątpliwą przyjemność go znać.
-Widzę, że już ci zalazł za skórę. Kei to dobry chłopak, ale trzeba go bardziej poznać, żeby to zobaczyć. Zdarza się, że działa zamiast wpierw pomyśleć i czasami bat nad nim trzeba by trzymać, ale potrafi docenić to co dobre i piękne.
-Niezła reklama. - uśmiechnął się Ryu. Wziął z kwadratowej ławy filiżankę z herbatą i upił łyk napoju.
-Wiesz, to mój braciszek muszę go zareklamować.
-Słyszałem o nim różne dziwne rzeczy.
-Nie będę was oszukiwał mój brat to palant, ale wierzę, że poza tą powłoką, którą pokazuje ma dobre serducho. Potrzebuje tylko kogoś kto mu pokaże czym jest uczucie.
-Eiji, a jak twoje studia? Wspominałeś, że to twój drugi rok stażu... - wtrącił się Shin.
-Trochę to u mnie jest skomplikowane. Na studiach dwa lata zrobiłem w jeden rok. Jestem na stażu podyplomowym i mam to szczęście, że mogę samodzielnie stosować, na zlecenie mojego opiekuna, metody diagnostyczne i lecznicze w takich przypadkach jak twój i podobnych urazach. Niestety ostatnio jestem naciskany przez mojego guru o wybór specjalizacji i kierunku w którym chce dalej się kształcić.
-I zdecydowałeś się już na coś? - zapytał Shin.
-Zastanawiam się nad chirurgią urazową. Mam jeszcze trzy miesiące na decyzję. Wiem tylko, że chcę pomagać ludziom.
Do salonu wszedł Atasuke Kazama. Eiji widząc go wstał z kanapy.
-Proszę, panie Tanaka to dać ojcu – powiedział ojciec jasnowłosego i wręczył mu kopertę  - to kopie podpisanych dokumentów. Chętnie spotkam się z nim pojutrze i omówimy resztę spraw. Teraz zostawiam was samych chłopcy.
-To ja już pójdę, mam jeszcze trochę pracy w domu – rzekł Eiji, kiedy pan Kazama wyszedł.
-Odprowadzę cię – Shin natychmiast wstał z kanapy na której siedział z czarnookim. Zapomniał o kostce i kulach. Eiji podał mu je z uśmiechem.
Ryu obserwował ich zza filiżanki, którą trzymał przy twarzy.
>Czyżby?< - pomyślał i podniósł brew do góry >E nie, nie możliwe, ale wszystko się może zdarzyć<.

Następnego dnia Kei siedział na ławce przed szkołą z głową na jej oparciu. Wpatrywał się w płynące na niebie chmury. Słońce miło przygrzewało, ale mimo tego rześkie powietrze poranka nadal można było wyczuć. Poczuł jak ktoś siada koło niego. Podniósł głowę i spojrzał w bok.
-Przepraszam – szepnął Isu. Wpatrywał się w niego – Zrozumiałem co chciałeś mi przekazać. Spróbuję cię kochać jako przyjaciela. Nie wymagaj tego ode mnie, że stanie się to szybko. Oczywiście jeżeli nadal chcesz mnie jako przyjaciela.
Kei uśmiechnął się szeroko.
-Jesteś dla mnie cenny Isu – kątem oka zobaczył jak przez szkolną bramę wchodzi Ryu. Uśmiechnął się drapieżnie – A teraz przepraszam, mój kotek pokazał się na horyzoncie.
Wstał i pobiegł w jego stronę. Po raz kolejny nie widział smutnej twarzy przyjaciela.

-No, zgódź się to tylko kawa i ciacho – prosił Kei.
-Myślisz, że zależy mi na twoim towarzystwie i się zgodzę? - zapytał Ryu.
-Nie, po prostu będziemy mogli pogadać – Kei wiedział, że tym co robił nie zdobędzie chłopaka, ale może parę spotkań przy kawie, piwie sprawi, że jasnowłosy stanie się uległy – Zajęcia trwają do 15, a wiem, że nie chodzisz na dodatkowe kółka to będę czekał na ciebie o 16 w tym centrum handlowym przy ulicy Nagomi. Jest tam taka mała kafejka Moon light, powinna ci się spodobać. Mam nadzieję, że przyjdziesz. - odszedł w stronę wejścia do szkoły.
-Przyjąłeś inną strategię? To może być ciekawe. - uśmiechnął się ciepło. Miał ochotę pozwolić sobie z tym chłopakiem na więcej. Myślał tylko czy uda mu się przezwyciężyć swój lęk, może z czasem jak go bliżej pozna będzie to dla niego łatwe. Zastanawiał się czy powiedzieć Tanace dlaczego boi się dotyku, ale nie był na to gotowy. Poczuł zimny, przeszywający go dreszcz na wspomnienie tamtych tygodni. Nie chciał do nich wracać, nawet myślami.

Shin czekał na telefon od Eiji'ego. Mężczyzna miał dziś dzień wolny i mieli razem wybrać się do kina. Jednak telefon zawzięcie milczał. Po dokładnym przestudiowaniu wszystkich za i przeciw, odpowiedzeniu sobie na pytanie dzwonić, czy nie dzwonić, wziął słuchawkę do ręki. Wystukał numer i po chwili usłyszał sygnał automatycznej sekretarki. Poczekał na denerwujące go bip, bip i zostawił wiadomość.
-To ja Shin. Jak nie chcesz ze mną gadać czy iść do kina to przynajmniej mi to powiedz – przerwał na chwilę – No to tyle. Przepraszam, że taki gówniarz jak ja zawraca ci głowę.
Odłożył słuchawkę. Nie wiedział czemu zrobiło mu się smutno. Minutę później telefon zadzwonił. Shin odebrał.
-Halo.
=To ja – głos Eiji'ego był inny niż zazwyczaj – przepraszam, że do ciebie nie zadzwoniłem. Ja...
-Eiji jak nie chcesz się ze mną spotkać to mi to powiedz – zachowywał się jakby mieli iść na randkę, która nie wypaliła, był zawiedziony. Tak mało ma znajomych, którzy interesują się tym co on. Eiji lubi filmy, sport, fotografię i fajnie się z nim o tym rozmawiało.
=Shin to nie to... coś się stało dzisiaj rano i nie mam nastroju na wyjście z domu – teraz to dopiero wyczuł, czarnooki był smutny.
=Czy mogę ci w czymś pomóc?
-Sam sobie poradzę, dzięki. Do kina pójdziemy innym razem. Cześć. - Eiji rzucił komórkę na stół, a sam usiadł na kanapie. Pochylił się i schował twarz w dłoniach. Jego wiara w to, że lekarze potrafią wszystko zachwiała się dziś rano. Wyrzucał sobie, że poszedł na ten oddział, że nie mógł nic zrobić. Miał tylko zanieść te cholerne papiery i dzień należał do niego, a nie szwendać się po szpitalu. Czuł się jednocześnie rozczarowany, bezsilny i zły na siebie, świat, los. Gdzieś w głębi serca wiedział, że  nadzieja była złudna, a jednak miał ją jeszcze w chwili, kiedy wchodził do tego pokoju. Potem w jednej chwili nagle wszystko prysło jak bańka mydlana.
Położył się na kanapie i zasnął. Po godzinie poczuł jak ktoś rusza jego ramieniem. Otworzył powoli oczy i ujrzał Nanako.
-Eiji masz gościa – powiedziała.
Mężczyzna podniósł się. Spojrzał w stronę drzwi.
-Co tu robisz?
-Ja naprawdę chciałbym ci pomóc – Shin pokuśtykał w jego stronę. Usiadł obok niego.
-Dziękuję Nanako. Poproś Ginko, żeby nam przyniosła coli.
-Dobrze – kobieta opuściła pokój.
-Nie myślałem, że przyjedziesz. Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam.
-Przecież twój ojciec i mój mają jakieś interesy i wyciągnąłem od niego adres. Eiji co się dzieje?
Do pokoju weszła młoda dziewczyna w uniformie pokojówki i postawiła napoje na stole.
-Dziękuję Ginko.
Po wyjściu pokojówki Eiji zaczął opowiadać.
-Dzisiaj pojechałem na chwilę do szpitala. Coś mnie podkusiło, aby odwiedzić jedną z pacjentek. Kilka dni temu przywieziono do nas piętnastolatkę z wypadku samochodowego. Jej stan był bardzo ciężki. Miała poważne obrażenia wewnętrzne, nie odzyskała przytomności. Lekarze nie dawali jej wielu szans, ale wczoraj odzyskała przytomność i pojawiła się nadzieja, że uda się ją uratować. Rano wszedłem do jej pokoju na intensywnej terapii. Była przy niej matka i pielęgniarka. Risa była usmiechnięta i wtedy jej serce przestało bić. Zaraz pojawili się lekarze, próbowali ją ratować. Niestety mimo techniki, ich wiedzy, ona nie przeżyła. - popatrzył na chłopaka załamanym wzrokiem - Shin, piętnastoletnia dziewczyna umarła na moich oczach i nikt nie mógł jej pomóc. Po co ta cała wiedza jak nie można pomóc drugiej osobie? Widziałem jak jej mama się załamuje, jak na monitorze miga pozioma linia... Jaki sens miała jej śmierć? Dlaczego Shin, przed nią było całe życie? Po co mam być lekarzem, jak nie będę w stanie nic zrobić?
Shinya widział jak w oczach mężczyzny pojawiają się łzy i nie wiedząc jak mu pomóc zrobił coś co mu zawsze pomagało. Objął go. Eiji przywarł do niego mocno. Trwali tak dłuższa chwilę.
-Nie wiem dlaczego to się stało Eiji, ale wierzę, że teraz jej jest już dobrze i nie cierpi. Lekarze nie zdołali jej pomóc, ale w tym czasie wielu innym osobom uratowali życie – czuł jak Eiji drży w jego ramionach, płakał – dlatego wierz, że wszystko czego i ty się uczysz jest potrzebne.
Poczuł jak  Eiji się uspokaja i odsuwa się od niego.
-Przepraszam.
-W porządku, służę ramieniem. Zawsze mi to pomagało, kiedy byłem smutny.
Eiji pociągnął nosem i spojrzał na blondyna, miał zaczerwienione oczy i ślady łez na policzkach.
-Dzięki, lepiej się już czuję. - Tak, Shin działał na niego kojąco – szkoda, że jesteś hetero.
-Czemu?
-Mógłbym się w tobie zakochać.
Kazama poczuł się zakłopotany tymi słowami, które w jakiś sposób jednak mu pochlebiały i chcąc zmienić temat zapytał:
-Kiedy mi to zdejmiesz – wskazał na szynę na nodze.
-Zastanowię się. Miało być za tydzień, ale za dużo chodzisz to termin może ulec przesunięciu.
-Za dużo chodzę? Sam zapraszałeś mnie dziś do kina. Myślałeś, że jak mam tam dotrzeć?
-Pofrunąć? - Eiji zachichotał i poczochrał chłopaka po włosach.
Blondyn odsunął się, udając oburzenie.
-Ej układałem fryz przez dwie godziny, a ty w jednej chwili go burzysz – pokazał mu język. Ucieszył się, że Eijemu powracał humor.

Kei siedział w małej kawiarence stylizowanej na księżycowy świat. Stoliki były białe w kształcie księżyca w pełni, a siedziało się na fotelach, które przypominały połowę księżycowego rogalika. Żółty kolor opanował ściany, na których w niewielkich odstępach umieszczone były rysunki, które odwzorowywały kratery srebrnego globu. Podłogę wyłożono panelami imitującymi złoty pył, a na każdym stoliku  postawiono zielone kaktusy, które w przyjemny sposób łamały siłę głównego koloru goszczącego w tym pomieszczeniu. Kei uważał to miejsce za niezwykłe i je lubił. Teraz wpatrywał się w parujący czarny napój w małej, biało żółtej filiżance. Aromat kawy przyjemnie wkradał się do wnętrza jego nosa i drażnił zmysły. Brunet czekał już pół godziny i powoli tracił cierpliwość.
>Co on sobie wyobraża olewając mnie?<
Wstał, uprzednio rzucając zapłatę za kawę wraz z napiwkiem dla kelnerki i ruszył do wyjścia. Przeszedł przez pasaż handlowy i zjechał schodami w dół. Skierował się do wyjścia na przeciw schodów. W olbrzymim holu stała duża fontanna, która wyrzucała strumienie wody w górę niczym fajerwerki. Zobaczył obok fontanny szamotaninę i jego dociekliwość nie pozwoliła mu na ominięcie tego. Podszedł bliżej i nagle zatrzymał się osłupiały. Jakiś wysoki, dobrze zbudowany blondyn trzymał zgiętą w łokciu i ułożoną przy klatce piersiowej, rękę Ryu.
Ryu czuł jak serce podchodzi mu do gardła, kiedy wpadł na blondyna, był przerażony gdy zobaczył swoją przeszłość, swój koszmar.
-Co ty tu robisz Kaoru? – wysyczał – Czemu nie siedzisz?
-Uwierzysz, że mnie uniewinnili? Chciałeś mnie wsadzić za kratki, ale nie udało ci się. Masz pecha, bo moim ojcem jest komisarz policji, który zamierza kandydować na senatora naszego okręgu i syn takiej osoby musi być czysty. Uwierzysz kochanie, że jestem nietykalny? - zaśmiał się szyderczo – Nawet nie myślałem, że cię tu spotkam. Sądziłem, że siedzisz w domu z podkulonym ogonem. A tu proszę, chodzisz sobie jak by nic się nie stało. Odważny jesteś – ścisnął mu rękę mocniej, Ryu był pewny, że zostaną na niej siniaki.
-Puść mnie to boli – chłopak próbował po raz kolejny wyrwać się z tego uścisku, ale Kaoru zawsze był od niego silniejszy.
-Będzie boleć jeszcze bardziej słodziaku. Za to co mi zrobiłeś powinieneś zdechnąć – głos Kaoru był przesiąknięty nienawiścią.
-Ja ci nic nie zrobiłem. Zasłużyłeś na karę skurwysynu. Puść mnie do cholery, bo będę krzyczał i zaraz zjawi się tu ochrona.
-Nie wierzę jak pięknie potrafisz przeklinać.- ścisnął mu nadgarstek mocniej.
-Au, au, au – chłopak skrzywił się z bólu.
-Zostaw go! - Kei podszedł bliżej chłopaków. Był wściekły na to jak ten bałwan traktował Ryu.
Jasnowłosy zwrócił na niego swoje błękitne oczy.
-A ty kim jesteś? - zapytał Kaoru.
-Jego znajomym.
-Ha, ha, ha znajomy, czy kochanek? Jesteś jego ochroniarzem? Kazama co mu za to dajesz? - Ryu poczuł gorący oddech mężczyzny na swojej twarzy. Miałeś już go? – zwrócił się do bruneta – Dam ci kilka rad. Lubi jak się go długo i mocno rżnie. Ta dziwka lubi rozkładać nogi i woła o więcej, a jak kwiczy jak jej jest dobrze, muzyka dla uszu.
Ryu odwrócił twarz od obu chłopaków. Czuł ogromny wstyd, miał ochotę uciec i schować się w mysiej dziurze i już stamtąd nie wyjść. Tak bardzo żałował, że tu przyszedł. W oczach zalśniły łzy, ale przymknął powieki nie pozwalając im wypłynąć. Nie chciał im obu okazać słabości. Nagle usłyszał krzyk Kei'a.
-PUŚĆ GO, BO SPIORĘ CI TEN TWÓJ JEBANY PYSK!
-Widzę, że chcesz się bić – Kaoru puścił Ryu, który natychmiast potarł posiniaczoną rękę, drugą.
Krzyk Tanaki zwabił ochronę sklepu, która zbliżyła się do nich.
-Co tu się dzieje panowie?
-Nic, mała sprzeczka znajomych – powiedział Kaoru – Jeszcze się zobaczymy bruneciku. Kimkolwiek jesteś policzę się z tobą...
-Nazywam się Kei Tanaka, zapamiętaj, chętnie się z tobą spotkam, aby dokończyć to co zaczęliśmy kolego!I zetrę ci ten cwany uśmieszek z twojej mordy.
-Jeszcze się spotkamy!
Kaoru oddalił się od nich i ochroniarze również wrócili na swoje miejsca.
Ryu stał odwrócony do bruneta plecami. Kei popatrzył na niego.
-Co to za typ?! - Jego głos brzmiał ostrzej niż zamierzał.
-To był Kaoru Ito, mój były. Jest porąbany. Wściekł się, kiedy go rzuciłem.
-Słuchaj nie przejmuj się tym co on mówił...
-Zamknij się! Nie wspominaj o tym.
-Ok. Jak twoja ręka?
-Nic jej nie będzie.
-To jednak przyszedłeś spotkać się ze mną.
-Teraz żałuję.
-Może odwrócisz się do mnie jak ze mną rozmawiasz.
Ryu powoli odwrócił się do niego. Nie patrzył mu jednak w twarz tylko gapił się w lewo na wystawę w sklepie jubilerskim.
-To co Ryu pójdziemy na tą kawę?
-Nie mam ochoty.
-Kei widział, że Ryu był przerażony w obecności tego Kaoru. Miał ochotę, nie wiedział dlaczego, aby chłopak się uspokoił.
-No wiesz ko... - czuł, że nie była to odpowiednia chwila na nazywanie go kotkiem – Kazama, pomogłem ci to możesz w ramach nagrody wypić kawę, herbatę, sok co chcesz i chwilę pogadać.
-Poradził bym sobie.
-Taa, już to widzę – szepnął jakby do siebie Kei – Byłeś wystraszony jak mały kotek, a ja nie lubię jak tacy goście napadają na kogoś. Pozbądź się tej swojej hardości i chodź ze mną.
-Ale każdy płaci za siebie.
-Oj nie. Ja zapraszam, ja płacę. Następnym, razem będziesz ty płacił.
-Nie będzie następnego razu. - W głosie Ryu, brunet usłyszał znajomy pazur.
-Będzie.
-Jesteś pewny siebie bruneciku.
-A coś ty myślał? Idziesz? – Kei ruszył przodem.
Po chwili wahania Ryu poszedł za nim.
-Idę, idę.

2 komentarze:

  1. Jak to dwa lata studiów w jeden rok

    OdpowiedzUsuń
  2. Risa była usmiechnięta i wtedy jej serce przestało bić.

    OdpowiedzUsuń