sobota, 13 sierpnia 2011

Niemożliwa miłość - rozdział 5

Rano czułem się jak siedem nieszczęść. Nie byłem w stanie iść do warsztatu, a co dopiero na uczelnię. Byłem całkiem rozbity. Tej nocy rozsypałem się na milion małych kryształków. Nie mogę być już tylko jego przyjacielem. Już nigdy nie będę się zachowywał tak jak wcześniej. On to widzi. Zawsze mogliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. No nie poruszaliśmy tematów homoseksualnych, a szkoda.  Teraz już to nie wróci. Wszytko się zmieniło. Boli mnie, że i on cierpi, ponieważ stracił kogoś przy kim czuł się swobodnie. Tak nie może dłużej zostać. Co mam robić? Mam dalej kłamać i oszukiwać jego, i siebie? Cokolwiek zrobię i tak będzie źle. Błagam niech mi ktoś pomoże.
Siedziałem teraz w kuchni i próbowałem coś przełknąć.
- Nie smakuje ci obiad? - zapytała mama.
- Nie jestem głodny. Źle się czuję - położyła mi rękę na czole.
- Nie masz gorączki, ale źle wyglądasz. Może idź do swojego pokoju i połóż się.
Z ulgą przyjąłem propozycję mamy.  Usiadłem na parapecie. Głowę oparłem na szybie. Na dworze zaczął padać deszcz. Krople zaczęły płynąć po szybie. Obserwowałem je i śledziłem palcem. Byłem bardzo nieszczęśliwy. Dlaczego miłość tak bardzo boli, a nieodwzajemniona stokrotnie bardziej?  Dlaczego nie można rozkazywać sercu i kazać kogo ma kochać? Dlaczego rozum nie chce tego, bo wie co to oznacza, a ono kocha wbrew woli? Ile mam sobie jeszcze zadać pytań, aby znaleźć odpowiedź?  Już miałem się rozpłakać, beksa ze mnie, kiedy ktoś zapukał do drzwi mego pokoju.
- Chcę być sam!
- Kochanie masz gościa - to była mama
- Nie chcę nikogo widzieć. Chcę być sam.
Wbrew mojej prośbie drzwi do pokoju się otworzyły. Usłyszałem kroki dwóch osób. Nie interesowało mnie kim jest ta druga osoba i nadal wpatrywałem się w krople deszczu na szybie. Usilnie próbowałem powstrzymać napływające  do oczu łzy.
- Synku ja idę do pracy. Tata wróci późno, Ewy też nie ma, także gościem ty musisz się zająć. To trzymajcie się chłopcy.
- Do widzenia pani - cholera ten głos. Poznał bym go zawsze i wszędzie. Usłyszałem jak drzwi się zamykają. Teraz byłem sam w pokoju ze swoim... gościem.
- Co tu robisz?
- Szukałem cię na uczelni - Artur podszedł do mnie -Dowiedziałem się, że dziś nie byłeś na zajęciach. Wczoraj mówiłeś, że będziesz...
- Źle się czuję - nadal na niego nie patrzyłem.
- Widzę, że źle wyglądasz. Jak nie masz grypy, to twój stan jest spowodowany pewnym problem, który usilnie usiłujesz przede mną ukryć! Mam dość tych twoich dziwnych fanaberii! Wkurzasz mnie! Gadaj jak na spowiedzi co jest twoim problemem!
Zeskoczyłem z parapetu i popatrzyłem na niego. Był zły, nie tylko głos o tym świadczył, ale widziałem to w jego pięknych oczach.
- Ty jesteś moim problem! - krzyknąłem
- Ja? Dlaczego ja?
- Już ci mówiłem, że nigdy tego nie zrozumiesz.
- Nie zrozumiem, bo nic mi nie chcesz powiedzieć! Do jasnej cholery nie wyjdę stąd dopóki mi nie powiesz o co chodzi!
- Na pewno chcesz wiedzieć?
- Tak chcę.
- Chcesz?! - krzyknąłem, a moich oczy popłynęły łzy.  Nie chciałem tego mówić, ale musiałem, nie wytrzymałbym tego dłużej. Musiał wiedzieć. Miałem dość ukrywania prawdy o sobie i uczuciach do niego, które zawładnęły moim sercem.
- Potem możesz żałować.
- Tak chcę wiedzieć! Gadaj i to już!!!
- Wiem, że będziesz mną gardził gdy ci powiem co czuję.
- Przestań w końcu kręcić tylko mów!!!
- Moim problem są uczucia, które do ciebie czuję.
 - O czym ty mówisz?
- Od dawna wiem kim jestem.
- A kim jesteś?
- Ciotą, pedałem, homo nie wiadomo, czy jak to ty tam jeszcze nazywasz.
- Żar..tujesz. Mów prawdę!
- Mówię - popatrzyłem mu głęboko w oczy. Wyczytałem w nich niewiarę i zaskoczenie. Po chwili dodałem z płaczem - Jestem pedałem i ten pedał kocha cię tak bardzo, że aż boli - położyłem rękę na sercu, które biło jak szalone ze strachu - i przeprasza za tą miłość która ciebie od niego odrzuci - Patrzyłem na niego przez łzy. W głębi duszy pragnąłem, aby mnie przytulił i powiedział, że nie ważne kim jestem i nadal będzie moim przyjacielem. On tylko patrzył na mnie z wyrazem twarzy, którego nie umiałem odczytać. Czy była w tym wyrazie wściekłość? Nie wiem, ale nagle poczułem mocne uderzenie w twarz. A po chwili usłyszałem silne trzaśnięcie drzwiami. Zostałem sam z piekącym policzkiem i pustką w duszy. Już nigdy nie spojrzę mu w oczy, nie porozmawiam, nie siądę obok niego, nie poczuję jego dłoni na swoim ramieniu... Dałem upust swemu bólowi. Padłem na kolana z płaczem. Chciałem umrzeć. Zapaść się pod ziemię głęboko i nie wrócić. Straciłem wszystko, bo on był dla mnie wszystkim. Już nigdy nic nie przyniesie mi ukojenia.

5 komentarzy:

  1. Ten rozdział jest świetny. Genialnie oddaje emocje trudnej i nieodwzajemnionej miłości. Myślę że to najlepsze opowiadanie yaoi jakie czytałam ~palemeczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się... Słabe są dialogi - wybacz, ale ból jaki tu opisujesz, jaki przekazujesz kilkoma słowa niemal - odjazd. Ryczę jak rzadko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż mam szklanki w oczach!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kręcą mi się już łzy w oczach. Czytam kolejny rozdział! Cudo!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego?
    Artur ty głupi fiucie jak mogłeś go uderzyć ;-;
    Tak nie może być! Nie widzisz jak on ciebie kocha?
    No co za idiota... Ja rozumiem, że jest homofobem, ale mógłby go chociaż nie bić, tylko wyjść.
    Dupek.

    OdpowiedzUsuń