sobota, 13 sierpnia 2011

Szkolny prześladowca - rozdział 1

Usiadł przy stole w kuchni z miną, która wyrażała pełno jego obaw co do właśnie rozpoczętego dnia. Przejechał ręką po jeszcze wilgotnych po myciu włosach, tym samym niszcząc efekty ciężkiej pracy, którą wykonał układając niesforne długie kosmyki. Westchnął.
Nawet nie zauważył jak przed nim wylądowało śniadanie w postaci kilku tostów z ulubionym dżemem brzoskwiniowym.
-Meiji martwisz się czymś? - zapytała go matka.
-Trochę boję się tej nowej szkoły – zabrał się z niechęcią za śniadanie. Miał wrażenie, że każdy kęs, który przełykał staje mu w gardle i nie zamierza polecieć tam gdzie było jego miejsce.
-Nie ma się czym denerwować. Ja wiem, że w starej szkole czułeś się dobrze, miałeś znajomych i musiałeś ich zostawić, ale zobaczysz w tej na pewno poznasz nowe osoby i zaprzyjaźnisz się z nimi.
-Tak, na pewno – powiedział cicho. Nie chciał jej wyjaśniać, że tu nie chodzi o znajomych, których i tak nie miał, matka jak zawsze była ślepa, tylko o to, że znów będzie musiał przechodzić przez trudny dla niego proces adaptacji. Ze względu na pracę matki, musieli się przenosić tam gdzie akurat została oddelegowana. Zdarzało się to nie więcej niż raz w roku, ale dla chłopaka było to trudne doświadczenie. Ciągle zmieniające się domy, osoby, miasta pozostawiały w nim coraz większe poczucie straty lat w których był szczęśliwy. Tęsknił za dobrymi czasami, kiedy rodzina była jeszcze pełna i miał przyjaciół. Jak się potem okazało pseudo przyjaciół. Zostawili go w trudnych chwilach i ojciec nie był lepszy. Nie umiał sobie poradzić z kalectwem syna i odszedł. Może dobrze się stało, teraz wiedział na kogo może liczyć. Chociaż wolałby nigdy nie przeżyć tego co zdarzyło się pewnego słonecznego dnia pamiętnej wiosny. Trzy lata temu Meiji przechodząc przez ulicę wpadł pod pędzący na czerwonym świetle samochód i został sparaliżowany od pasa w dół. Po chwilowym załamaniu, dzięki wsparciu matki i starszego brata podniósł się psychicznie i zaczął bardzo ciężką i bolesną rehabilitację. Po długim czasie ćwiczenia dawały pożądane efekty także dzisiaj jego nogi mimo, że czasem traciły siły go nosić, były sprawne, mógł oglądać świat z wysoka, a nie z przestrzeni wózka.
Matka przysiadła się do niego i położyła swą rękę na jego.
-Powiedz mi czego się boisz?
-Może tego, że moje nogi się zmęczą i padnę na korytarzu wzbudzając śmiechy wszystkich wokół. Do tego rozpoczynam chodzenie do nowej szkoły prawie w środku semestru. Wszyscy będą się na mnie gapić jak na ufoludka.
-Jak zawsze wyobrażasz sobie coś co może nie nastąpić. Poza tym twoje nogi są ciągle rehabilitowane i takie sytuacje zdarzają się już bardzo rzadko jak się nie denerwujesz. Zobaczysz wszystko będzie dobrze. - uśmiechnęła się szeroko, co jednak nie podniosło Meijiego na duchu.
Do kuchni w nastroju wprost przeciwnym do brata, wszedł Kazunari.
-Hejka wszystkim – otworzył lodówkę i wyjął karton soku pomarańczowego. Już miał ochotę upić łyk z niego, kiedy napotkał każący wzrok matki – Dobra, pamiętam, że od tego są szklanki.
-Mógłbyś odwieźć Meijiego do szkoły? Ja już pędzę do biura.
-W sumie mogę.
-No pięknie – jasnowłosy wstał.
-Coś ci się nie podoba braciszku?
-Znów całą drogę będziesz mi truł o swojej nowej dziewczynie – odstawił pusty talerz do zlewu.
-Mam się czym pochwalić. Dopiero dwa tygodnie temu się tu sprowadziliśmy, a ja już kogoś poznałem. Najwyższy czas, żebyś i ty jakąś znalazł.
-Mam na to czas – nie chciał mówić, że dziewczyny go nie interesują, mimo tego czasem miał ochotę wykrzyczeć to całemu światu. Może wtedy matka nie umawiała by go z córkami swoich koleżanek czy też innymi często obcymi dziewczynami, przysparzając mu przy tym dużo wstydu.
-Czas, zawsze to mówisz. Masz osiemnaście lat, a nadal jesteś prawiczkiem.
Meiji się zirytował słowami brata i już miał coś powiedzieć, kiedy piskliwy dźwięk komórki mu przerwał. Kazunari odebrał swój telefon z rozanieloną miną.
-Słucham cię pysiu.
Zielonooki przewrócił oczami i wyszedł z kuchni nie mając ochoty słuchać przesłodzonej rozmowy. Nie miał nic przeciw temu, ale chwilami go to wkurzało ponieważ, nie przyzna się do tego głośno, zazdrościł bratu, że ten ma kogoś bliskiego. On chwilami czuł się taki samotny i zagubiony w swojej inności, że miał ochotę wyć do księżyca.
Wyszedł przed dom i zaczekał na brata przy jego samochodzie. Rozejrzał się po okolicy i stwierdził, że w końcu zamieszkali w ładnej, spokojnej dzielnicy. Niestety z wścibską sąsiadką na karku. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy firanki w sąsiednim budynku poruszyły się. Tak było za każdym razem jak ktoś opuszczał jego dom. Miał ochotę jej pomachać, ale powstrzymał się przypominając sobie jak wczoraj Kazunari otrzymał od niej słowną reprymendę, kiedy to w czasie cofania samochodem matki zahaczył jednym kołem o trawnik ciekawskiej i często denerwującej się o byle co sąsiadki. Stał i grzecznie poczekał na brata.
Po dziesięciu minutach, podczas których cierpliwość Meijiego została wystawiona na próbę, pojawił się przy nim brat.
-Spóźnię się do szkoły, przez twoje gadki z tą laską.
-Umówiłem się z nią na wieczór – wsiedli do auta – zaraz cię odwiozę i jadę szukać pracy. Przez tą przeprowadzkę tamtą musiałem rzucić.
-Jesteś dorosły, mogłeś zostać i zamieszkać sam.
-Jestem głową rodziny odkąd tata odszedł i nie zostawię was samych – potargał bratu włosy po czym zapalił silnik.

Zajechali pod liceum dziesięć minut później. Budynek zbudowany był z białej cegły i pokryty czerwoną balcho-dachówką. Wokół niego był duży dziedziniec porośnięty trawą. Przez który prowadziła droga ułożona z czerwonej kostki od bramy głównej aż pod same drzwi szkoły, a obok był niewielki parking.
-To trzymaj się braciszku – powiedział Kazunari – Jak nie będę mógł później przyjechać po ciebie to zadzwonię.
-W porządku. Dam sobie radę. Umiem korzystać z komunikacji miejskiej – wysiadł z samochodu i spojrzał na górujący nad wszystkim budynek. Obejrzał się jeszcze za siebie jak usłyszał dźwięk odjeżdżającego auta.
-Teraz zostałem sam na placu boju – wziął głęboki oddech i już miał iść w stronę wejścia, gdy jego uwagę przykuło Suzuki Kizashi w kolorze wiśniowym. Auto przejechało koło niego bardzo blisko i musiał odskoczyć do tyłu z obawy, że jego stopy mogą zostać zmiażdżone przez koła. Samochód wjechał na teren szkoły i zatrzymał się na jednym z wyznaczonych miejsc. Po chwili z samochodu wysiadło dwóch chłopaków. Pierwszy siedzący na miejscu kierowcy był bardzo szczupły, wysoki, a jego czarne, długie włosy okrywały swobodnie plecy i prawie sięgały zgrabnych pośladków. Jednak większą uwagę zwrócił na drugiego chłopaka o czerwono czarnych włosach, których kosmyki okalały jego przystojną o drapieżnych rysach twarz. Chłopak poruszał się jak pantera, kiedy wraz ze swym towarzyszem weszli do wnętrza budynku. Meiji dłuższą chwilę stał jak zahipnotyzowany, będąc pod wpływem wyglądu nieznanego młodzieńca. Po paru minutach także poszedł w ślady innych uczniów i wszedł do środka.
Pierwsze co miał zrobić to skierować się do gabinetu dyrektora i stamtąd miał trafić do swojej nowej klasy. Wyjął kartkę, którą przygotowała mu mama i przeczytał numer piętra oraz pokoju w którym urzędował dyrektor. Bez problemu trafił w wyznaczone miejsce. W sekretariacie został poinformowany, że dyrektora jeszcze nie ma, ale jedna z nauczycielek zaraz po niego przyjdzie i wprowadzi go do klasy. Usiadł sobie na jednym z krzeseł i czekał. Czas do rozpoczęcia lekcji pędził nieubłaganie do przodu.
-Denerwujesz się? - zapytała młoda sekretarka, na oko miała tuż po trzydziestce.
-Nie lubię przenosin do nowej szkoły. Wszystko jest dla mnie nowe, nikogo nie znam.
-Rozumiem cię. Też tak miałam w dzieciństwie. Powiem ci, że strach ma wielkie oczy lub nie taki diabeł straszny jak go malują, wybierz co wolisz i nie raz to się sprawdza, a nawet bardzo często. Ja tutaj spędziłam najlepsze lata swego, życia, ale to było dawno, także...
Do pokoju weszła starsza nauczycielka i przerwała kobiecie w mówieniu.
-Gdzie jest ten nowy uczeń?
Sekretarka pokazała ruchem głowy Matsurę, który wstał i grzecznie przywitał się z nauczycielką.
-Od dziś jestem twoją wychowawczynią. Nazywam się Emiko Yamaguchi. Proszę za mną zaprowadzę cię do twojej klasy i przedstawię uczniom.
Poszedł posłusznie za przewodniczką, jak nazwał ją w myślach. Gdzieś w okolicach schodów usłyszał perlisty śmiech i szybkie kroki kilku osób wchodzących na górę. Już w kilka sekund później zobaczył trzech wesoło rozmawiających chłopaków i jedną dziewczynę. Dwóch z nich rozpoznał z parkingu. Trzeci trochę niższy od pozostałych miał na sobie dobrze wyprasowany mundurek, masę kolczyków w uszach, nienaganną fryzurę i najgłośniej się śmiał. Obok niego stała drobna brunetka o delikatnych rysach twarzy i tuliła się do jego ramienia. Pogrążeni na opowiadaniu minionego weekendu nie zauważyli, jak nauczycielka patrzyła na nich niezbyt przychylnym wzrokiem.
-Aizawa, Daishi, Oshima, a wy jeszcze nie w klasie? Ty Hattori masz zajęcia piętro niżej. Czyżbym się myliła? - zapytała ostrym głosem na który uczniowie zareagowali natychmiast. Odwrócili się w stronę nielubianego głosu. Meiji mógł teraz zobaczyć duże, szare oczy chłopaka z czerwonymi pasemkami. Nieznajomy uśmiechnął się słodko do swojej wychowawczyni.
-Moja ulubiona nauczycielka. Właśnie idziemy na lekcję. Kumiko odprowadza swojego chłopaka. Proszę się nie martwić zdąży na pierwsze zajęcia – szare oczy spoczęły na białowłosym – A ciebie nie znam.
-Jestem tu nowy.
-Nowy? Zapamiętam sobie ciebie.
Meiji poczuł lekki strach gdy te piękne oczy zabłysły czymś złym.
-Aizawa do klasy! - krzyknęła nauczycielka – reszta też!

Wychowawczyni przedstawiła Matsurę całej klasie i kazała mu usiąść w pierwszej wolnej ławce. Stoliki były jednoosobowe i jedyne wolne miejsce było przy oknie w ostatniej ławce. Poszedł w jego stronę czując wwiercające się w niego oczy dwudziestu pięciu osób. Od dawna nie miał takiej tremy jak w tamtej chwili. Na szczęście szybko pokonał dzielące go od ławki metry i usiadł. Spojrzał w swoją prawą stronę i ponownie napotkał szare spojrzenie w którym nie było grama ciepła. Odwrócił wzrok udając zainteresowanie tematem zadanym przez nauczycielkę. Mimo tego czuł na sobie ten dziwny wzrok i zastanawiał się czego od niego chce ten chłopak. Starał się nie zwracać na niego uwagi co było dość trudnym zajęciem.

Po lekcji gdy nauczycielka wyszła. Szarooki wstał i podszedł do niego. Nachylił się nad białowłosym z drwiącym uśmieszkiem.
-To ty stałeś na placu i przyglądałeś się mnie i mojemu koledze?
-Twój kolega prawie wjechał we mnie. - Meiji spojrzał w stronę długowłosego, który siedział obok na ławce.
-Jak on jedzie masz znikać z drogi. Można ci to jednak wybaczyć bo jesteś tu nowy. W takim razie musisz wiedzieć o paru rzeczach. Nazywam się Satoru Aizawa. Ja rządzę w tej szkole, a szczególnie w klasie. Bez mojej zgody nie możesz nawet splunąć, a takich jak ty chłopaczków zjadam na śniadanie. I sprawia mi przyjemność widok strachu na takich buźkach.
-Myślisz, że interesuje mnie jak się nazywasz, co robisz? Nie zamierzam cię słuchać - powiedział Meiji. Pozbierał swoje rzeczy i chciał wyjść.
Satoru wciągnął ze świstem powietrze.
-Mnie się nie odszczekuje – złapał chłopaka za ubranie i rzucił go na ścianę obok – Zapamiętaj to sobie raz i na zawsze chłoptasiu i nie wchodź mi w drogę, bo pożałujesz. Rozumiesz?!
-Tak - Chciał stąd uciec jak najdalej i nie wracać. Na samą myśl, że czeka go tu dzisiaj siedzenie do popołudnia i tak każdego dnia, robiło mu się niedobrze.
-Satoru puść go, bo jak ktoś zobaczy to będziesz miał kłopoty – odezwał się długowłosy chłopak.
-Hayato przecież widzisz, że muszę uświadomić naszego małego chłopczyka o kilku ważnych sprawach – puścił go, ale nie odsunął się od niego lustrując wzrokiem twarz Matsury, który walczył z tym, żeby się nie zarumienić. Co mógł na to poradzić, że ten drań był tak cholernie seksowny – Śliczny jesteś Matsura, ale nie wchodź mi w drogę chyba, że zechcesz mieć bliższy kontakt ze mną – dopiero teraz odsunął się od niego. Podszedł do swoich kolegów – Poznaj Hayato i Jiro to dla mnie najważniejsi ludzie na świecie. Są tu drudzy po mnie i to co oni powiedzą jest święte. Chodźcie chłopcy, nowy już wie kto tu rządzi.
Meiji odetchnął, kiedy oddalili się od niego. Zanim wyszli z klasy usłyszał jak jeden z nich zapytał:
-Dlaczego tak zaatakowałeś tego młodego? Nie wydaje się być kujonem czy donosicielem.
-On wzbudza we mnie nieokreśloną złość – odpowiedział szarooki.
Meijiemu szczęka opadła na te słowa. Usiadł w ławce i podparł brodę ręką.
->Wzbudzam w nim złość? To musi być jakiś świr. Nic mu nie zrobiłem, a on się mnie czepia. Ciekawe czy z innymi tak postępuje. Co z tego, że jest przystojny jak charakter ma dosłownie do dupy. Przywódca się znalazł. Nie zamierzam wchodzić ci w drogę palancie. Bogaty dupek<.

Przez resztę dnia białowłosy miał spokój, bo Satoru nie było w szkole. Wrócił do domu autobusem po otrzymaniu smsa od brata, że po niego nie przyjedzie. Dom zastał pusty tak jak się tego spodziewał. Poszedł do swojego pokoju i opadł na łóżko. Musiał odpocząć, bo nogi zaczęły go boleć. Miał nadzieję, że mama jak najszybciej znajdzie mu nowego rehabilitanta. Terapia miała trwać jeszcze dwa miesiące, aby mógł być pewny, że nie powróci na wózek. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął.
Obudził się gdy na dworze już było ciemno. Wstał, szybko przebrał się w domowe ubranie i zszedł na dół. Od razu poczuł słodki zapach dochodzący z kuchni.
-Dobrze, że wstałeś – uśmiechnęła się matka – siadaj już podaję kolację, a później będzie ciasto. Właśnie się upiekło.
-Kiedy miałaś czas na to?
-Dzisiaj wyjątkowo pracowałam do piętnastej, bo w firmie była jakaś impreza, ale od jutra będę mieć pełny zapieprz od rana do wieczora.
-Nie rozumiem po co tak się meczysz w tej firmie.
-Uwielbiam tą pracę. Zejdźmy ze mnie i powiedz jak ci poszło w szkole.
-Dobrze poza niemiłym wyjątkiem.
-Co się stało? - matka popatrzyła na niego zastygając w drodze do stołu z zapiekanką.
-Taki jeden chłopak mnie zaczepiał, ale nie zamierzam mu wchodzić w drogę to powinien dać mi spokój.
-Mam nadzieję, wiesz, że nie możesz się denerwować.
-Tak, wiem, że silne emocje coś tam mieszając mi w mózgu i mdleją mi nogi. Gdyby nie ten przeklęty wypadek byłbym normalny, a tak to jestem kaleką.
-Nie jesteś.
-To, że chodzę nic nie znaczy. Inni mnie za takiego uważają, kiedy dowiadują się o mojej przeszłości.
-Nie mówisz chyba o tych twoich przyjaciołach – nałożyła mu spory kawałek zapiekanki.
-Ufałem im, a oni mnie zostawili. Od tamtej pory jestem sam, nie mam komu się zwierzyć, z kim wyjść, wszystko przez ten wypadek! Czasami żałuję, że żyję! - wybuchnął.
-Nie waż się tak mówić!
-Ale to prawda. Mam ciebie i brata, ale co z tego jak jestem sam! - wstał. Sam nie wiedział dlaczego tak się uniósł.
-Nie wiedziałam, że czujesz się samotny.
-Ja jestem samotny – popatrzył na nią już spokojny – zjem później. Teraz pójdę poćwiczyć. Mogłabyś znaleźć mi dobrego rehabilitanta? Chce dokończyć leczenie.
-Mam namiar na kilku. Jutro podzwonię i jak coś to umówię cię prywatnie. Zarabiam tyle, że stać nas na to.
-Dziękuję – Meiji już nic nie odpowiedział tylko poszedł do swojego pokoju i usiadł na rowerze rehabilitacyjnym. Ćwiczył długo, aż poczuł ból, a w głowie pojawił się wizerunek Satoru.
>Pięknie teraz będzie mnie gnębił również twój wizerunek? Jestem idiotą myśląc o nim<
Zszedł z roweru i udał się do łazienki. Ten dzień był dla niego ciężki. Wziął długa relaksującą kąpiel, odrobił lekcje i poszedł spać.

8 komentarzy:

  1. Rewelacyjnie się zaczyna, uwielbiam takie opowiadania jak to słabszy jest dręczony przez silniejszego, a później się okazuje, że przekonują się do siebie. Bo muszą się przekonać. Lecę czytać dalej i nie mogę się skoncentrować na bardziej konstruktywnym komentarzu, bo dopiero (na szczęście!) trafiłam na twoją stronę i opko jest całe, więc... napiszę coś więcej na koniec:)

    Nana

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapisałam, obiecuję wrócić, jak najszybciej. Mogę delikatnie zaprosić do siebie, ale... to raczej nie reklamowanie się, bo ostrzegam, że mam nieporadną tendencję do tracenia weny i uciekania. Choć chciałabym, żeby ktoś mnie zainspirował, żeby jednak jej nie stracić. Mam jeden już taki blog, co daje przypływ weny, szukam kolejnych. Na razie trafiłam tu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebiste....kocham sformułowanie pysiu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak nie rozpisuje się pod rozdziałami żeby przeczytać następny tak pod tym muszę... Popłakałam się, bo jest mi przykro gdy inni wątpią w siebie... O ile ja często to robię to nie lubię słyszeć gdy inni to robią i mam w tedy ochotę na nich krzyczeć a potem przytulić... Naprawdę nie mogę się doczekać co dalej i dlaczego aż tyle bohaterów... Wiec wracam zachłysnąć się kolejnymi rozdzialikami :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczyna się bardzo interesująco. Ciekawa przeszłość głównego bohatera jest bardzo dobrze zbudowana. Tak samo te zasady w szkole i tak dalej...
    Lecę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach, to opowiadanie jest takie nostalgiczne, pamiętam jak pierwszy raz to przeczytałem cztery/pięć lat temu. Szkoda że w teraźniejszych latach żadko pojawiają się tak dobre opowiadania o tematyce BL.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka,
    dawno, dawno temu czytałam Twoje opowiadania, ale niestety potem zniknęłam ze świata blogów, ale teraz powróciłam i stwierdziłam, że z ogromną chęcią ponownie poczytam i zostawię ślad ;) także i na pozostałe blogi zajrzę ;)
    pięknie wszystko ukazane, postać głównego bohatera i jego przeszłość dobrze przedstawiona... Aizawa mnie zdenerwował, to jego zachowanie...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń