sobota, 13 sierpnia 2011

Szkolny prześladowca - rozdział 2

Minął tydzień odkąd Meiji zaczął chodzić do nowej szkoły. Nie narzekał na nauczycieli, byli lepsi niż w jego poprzedniej szkole. Materiał, który przerabiali pojmował w mig. Nawet trudną dla niego chemię zaczął rozumieć. Nauczyciel wszystko potrafił mu tak wytłumaczyć, że przedmiot wydawał mu się bardzo łatwy. Niestety nie wszystko było piękne. Sen z powiek spędzał mu Aizawa. Chłopak starał się nie wchodzić temu draniowi w drogę, ale tamten sam się go czepiał bez powodu, a jego wzrok przerażał. Dziś było najgorzej, bo chłopak poczuł się poniżony i wyśmiany. Na stołówce, gdy chłopak szedł od bufetu z jedzeniem i szukał wolnego stolika, drań podstawił mu nogę i tym samym białowłosy przewrócił się.
-Patrzcie jaka ciamajda z niego – usłyszał głos Satoru.
Podniósł się powoli, patrząc wilkiem na sprawcę upadku. Siedzący obok Jiro uśmiechnął się ironicznie.
-Jesteś... - chciał coś powiedzieć, ale słysząc śmiech na sali uciekł do toalety, chcąc się jednocześnie schować jak i oczyścić mundurek z jedzenia. Jego próby nic jednak nie dawały, bo plama na koszuli nie miała zamiaru zejść.
-Niech to szlag – oparł się o umywalkę i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Wiedział, że może być ciężko. Nie raz miał do czynienia z takimi typkami jak Aizawa, lecz to ten szarooki typek się go najbardziej uczepił - Myśli, że jak jest przystojny, bogaty i popularny to wszystko mu wolno. Czy ja po raz kolejny pomyślałem o nim, że jest przystojny? Kurcze Meiji lecz się. No, ale mam oczy brzydki nie jest. Chyba już wolałem jak męczyli mnie te osiłki z drugiej klasy, kiedy jeździłem jeszcze na wózku. Napakowani sterydami brzydale, którzy przez prochy mieli wyżarte umysły.
Wrócił do czyszczenia plamy po raz kolejny z rzędu. Zastanawiał się w międzyczasie dlaczego wszyscy się go czepiali. Przecież nic takiego nie robił, żeby być na każdym kroku karany. Zrozumiał by nienawiść do niego jako geja, ale nikt nie wiedział o jego orientacji, więc co im przeszkadzało? Jego delikatność, jasna skóra i białe włosy? Jego wina, że odziedziczył te cechy po babce albinosce? Przed wypadkiem było jednak inaczej, nikt się na nim nie wyżywał. Czyżby wtedy był inny i jego aura, którą roztaczał sprawiała, że tacy ludzie trzymali się od niego z daleka? Wtedy owszem nie był sam i... nie, był sam. Tamci byli przy nim do chwili jak był zdrowy. Dlatego wolał się teraz trzymać od ludzi z daleka i może to było przyczyną, że był łatwym celem dla innych?
Zauważył w lustrze, jak drzwi do toalety się otwierają i wchodzi Satoru wraz z nieodstępującymi go chłopakami.
-No proszę nowy robi pranie. Co to się stało chłopczyku?
-Sam dobrze wiesz i najchętniej wyparł bym ci ten twój głupi mózg.
-Coś ty powiedział?
-Powiedział że... – zaczął Jiro, ale szarooki mu natychmiast przerwał.
-Doskonale wiem co mówił – warknął po czym popatrzył na Matsurę – Oj Meiji nieładnie się tak do mnie odzywać. Ale mogę ci to wybaczyć, bo mam dzisiaj dobry humor. Mówiłem Ci na początku naszego spotkania, żebyś trzymał się ode mnie z daleka śliczny.
Chłopak nie wytrzymał i odwrócił się do niego ze złością.
-To ty stajesz mi ciągle na drodze. Ty za mną łazisz, podstawiasz mi nogi, pojawiasz się wszędzie tam gdzie ja jestem? Co ja ci takiego zrobiłem? Zauważyłem, że tylko w stosunku do mnie tak się zachowujesz!
-Jesteś nowy, a inni zostali już przeze mnie wyszkoleni.
-A co to kurwa szkoła wojskowa?!
-Nie pyskuj mi tu. Nie cierpię takich chłopaczków jak ty.
-Powiedz dlaczego?
Aizawa popchnął go na ścianę i stanął blisko nie dotykając go jednak. Hayato i Jiro przyglądali się z uwagą całej sytuacji.
-Po co te pytania? - wysyczał.
-Nie potrafisz odpowiedzieć?
-Dla mnie jesteś karaluchem, którego mam ochotę zdeptać.
-Dlaczego? - patrzył prosto w te piękne oczy ledwie powstrzymując się, żeby nie opuścić wzroku na swoje buty.
-Nie podobasz mi się. Wyglądasz na kogoś kto jest słaby, a ja takich ludzi nie cierpię. Słabość człowieka niszczy. Oplata i sprowadza na samo dno.
-I co chcesz mnie zniszczyć? Co to w ogóle za wyjaśnienie?
-Jesteś małą gnidą wychuchaną w pięknym domku pełnym miłości, która myśli, że wszystko jej wolno i nie ma na tym świecie bólu.
-Co ty wiesz o mnie? Nie wiesz kim jestem, co czuję. Nie znasz mnie, a twój głupi spaczony umysł...
-Zamknij się!
Następne co Meiji poczuł to silny cios w policzek z na szczęście otwartej dłoni. Jego nogi zaczęły cierpnąć, za długo już stał, a rano nie wykonał żadnych ćwiczeń. Do tego jeszcze ta sytuacja pełna nerwów, które skrzętnie ukrywał nie wróżyła dobrze. Przymknął oczy i próbował się uspokoić.
-Satoru ciszej, bo ktoś cię usłyszy – powiedział Hayato – lepiej chodźmy stąd.
-Chcesz mu odebrać zabawę? - westchnął Oshima – pewnie i tak już rozpoczęła się lekcja, więc kto tu wejdzie?
-Słyszysz chłopaczku co mój przyjaciel mówi? Oto masz odpowiedź na swoje pytania Dokuczanie komuś sprawia mi przyjemność. To doskonała zabawa, a w oko wpadłeś mi właśnie ty. Będziesz chodził jak zegarek jak z tobą skończę.
-Satoru jesteś okrutny – z błyskiem w oku powiedział Jiro.
-Czyż nie był bym okrutniejszy ignorując go? Zwrócił moją uwagę, więc niech się cieszy, że nie jest niewidzialny.
-Och jakże chciałbym być niewidzialny – pomyślał Meiji – Wal się draniu!
-Lepiej go nie denerwuj – zaśmiał się Jiro.
-Satoru chodź – Daishi chwycił przyjaciela za ramię – zostaw go. Nie chcesz chyba wylądować u dyra, a jakby się twój ojciec...
-Hayato przymknij się! - Aizawa odtrącił rękę długowłosego. Popatrzył na niego ostrzegawczo.
-Jeśli tego chcesz to mogę się już nie odzywać – Hayato obrażony opuścił toaletę trzaskając drzwiami.
-Cholera – popatrzył na Meijiego – wyglądasz fatalnie – złapał ręką jego koszulę i rozerwał ją – tak jest lepiej. Jiro idziemy – wyszedł z pomieszczenia w szybkim tempie.
Meiji zsunął się po ścianie i ukucnął. Ukrył twarz w dłoniach, ale nie płakał. W nim już nie było łez, które już dawno temu skończyły mu się. Potrzebował tylko chwili na rozluźnienie się. Policzek nawet nie bolał. Sądząc z tego widocznie się pomylił i uderzenie jednak nie było zbyt mocne.
Wstał, zapiął marynarkę i poszedł do klasy. Wiedział, że oberwie za spóźnienie, ale nie mógł przegapić ukochanej biologii.
W klasie nie zastał słynnej trójki, więc odetchnął. Nauczyciel przyjął jego wyjaśnienie o złym samopoczuciu, znając jego przeszłość. Chciał nawet wysłać go do pielęgniarki, ale chłopak zapewnił go, że wszystko już z nim dobrze.
Na przerwie wyszedł na dwór, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Oparł się o mur szkoły. Chłodne powietrze wpadło mu do nozdrzy, a pierwsze krople deszczu orzeźwiły jego twarz. Jego uwagę zwróciły dwie osoby siedzące na ławce pod drzewem. Od razu rozpoznał Satoru i Hayato, którzy zajęci rozmową nie zauważyli, że podszedł bliżej i tego, że mokną. Nigdy nie był ciekawy, ale teraz to zwyciężyło.
-Hayato przepraszam, że na ciebie krzyknąłem. Nie chciałem. Wiem, że mam tylko ciebie i Jiro. Ufam tylko wam. Jesteście mi najbliżsi.
-Wiem, ale nigdy tego nie rób.
-Nie będę na ciebie krzyczał. Przepraszam – pocałował chłopaka lekko w usta i objął. Na ten gest szczęka Meijiego opadła – Jesteś dla mnie jak brat słoneczko. Kiedy trafiliśmy na siebie czułem, że zawsze będziemy razem. Ty, Jiro i ja.
Hayato uśmiechnął się i jego wzrok padł na Matsurę. Wysunął się z ramion przyjaciela i pokazał ruchem głowy, że mają towarzystwo. Aizawa zerwał się z ławki łapiąc za nadgarstek białowłosego.
-Kto ci pozwolił nas obserwować?! Co słyszałeś?!
-Dopiero przyszedłem. Widziałem tylko ten pocałunek, ale nikomu nie powiem, naprawdę. Nie mam nic przeciw.
-Nie masz? Czemuż to nie masz i co ty sobie wyobraziłeś? - zapytał już spokojniej mrużąc oczy.
-Puść mnie! - z niezwykłą siłą wyrwał się i uciekł. Biegł bardzo szybko po chodniku, moknąc w rzęsistym deszczu. Najlepsze było to, że nogi niosły go z ogromną siłą, nie mdlejąc i nie boląc w czasie tej ucieczki. Ucieczki przed czym? Prawdą, którą zamierzał skrywać? Może nie był sam, może ten okrutny chłopak jest taki sam jak on?
Dziwiło go to, że dla niego Satoru jest taki niedobry, a z tym chłopakiem postępował czule i delikatnie.
-Może do końca nie jest taki zły?
Zatrzymał się na przystanku autobusowym i uspokajając oddech, poczekał na swój autobus. Musi sobie w końcu zrobić prawo jazdy i poprosić mamę o kupno auta. Nie chce się wciąż cisnąć w tłumie ludzi, czy czekać na ciągle spóźniający się pojazd. Mógł poprosić brata, żeby po niego przyjechał, ale ostatnio tamten bujał w chmurach i brakowało mu czasu na inne rzeczy.

Do domu wszedł po cichu i zdjął buty oraz kurtkę. Spojrzał na zegarek za dwie godziny miał umówioną wizytę u lekarza. Mama miała wcześniej wyjść z pracy, aby go zawieść i umówić wszystkie płatności. Miał nadzieję, że ten rehabilitant będzie dobry i doprowadzi go do pełnego zdrowia.
Wszedł na górę i od razu wpadł na swoją zmorę.
-Już jesteś? Miałeś kończyć za godzinę – zauważył brat.
-Musiałem wyjść wcześniej.
-Źle się czujesz?
-Nie wszystko w porządku – ominął go idąc w stronę swego pokoju. Po drodze zdjął marynarkę zapominając o rozdartej koszuli.
-Co ci się stało z tą koszulą?
-Koszulą? - zapytał.
Kazunari podszedł do niego i pokazał mu palcem materiał.
-A to. Miałem małe starcie z takim jednym idiotą.
-Jak to starcie?!
-Nie interesuj się tym. To moja sprawa – wszedł do pokoju i zaczął zdejmować górę ubrania – muszę wziąć prysznic.
-Nie wywiniesz się – stanął przed nim przewiercając go wzrokiem na wylot – kto ci to zrobił?
-Jest taki jeden co się mnie czepia. Aizawa uważa się za pępek świata. Dam sobie z nim radę. Zawsze sobie daję radę – wszedł do łazienki – Co chcesz się ze mną wykąpać, czy sobie popatrzeć? - zapytał, kiedy brat chciał wejść za nim.
-Umył bym ci plecy – Meiji zatrzasnął drzwi przed nosem bruneta – Żartowałem.
Meiji czasami miał go dość. Traktował go jak małe dziecko. Zrzucił spodnie i bieliznę, i wszedł pod prysznic.

Ubrany w nowe ciuchy zszedł do kuchni. Nalał sobie soku i udał się do dużego pokoju. Zastał tam brata gapiącego się w telewizor.
-Znów oglądasz jakieś reality? - usiadł obok niego.
-Tym razem to teleturniej wiedzy.
-Którą nie grzeszysz.
-Dzwoniła mama. Mam cię zawieść do tego lekarza.
-Przecież miała z nim pogadać o opłatach i kolejnych wizytach – zirytował się białowłosy.
-Dzwoniła do niego i on ma ci przekazać wszystko w jakichś tam papierach.
-Aha. To co może pojedziemy już?
-Co to za Aizawa?
-He?
-Mówiłeś, że Aizawa uważa się za pępek świata. Kto to jest?
-Chłopak ze szkoły, a nawet klasy. Czepia się mnie, czasem wyzywa. Normalka.
-Chrzanisz! Dla ciebie to normalne?
-Nie, ale co mam zrobić? Znudzi mu się. Pośpiesz się, bo mogą być korki o tej porze – tym samym zakończył niezręczny dla niego temat.


Ośrodek rehabilitacyjny w którym z jednych gabinetów prywatnych przyjmował jego nowy fizjoterapeuta, mieścił się w centrum miasta. Mimo korków dojechali na czas i teraz Meiji leżał swobodnie na specjalnym łóżku, a facet około pięćdziesiątki pomagał mu w ćwiczeniach nóg.
-...5,4,3,2,1 dobrze opuść teraz nogę i z drugą zrób to samo. Podnieś ją powoli i trzymaj odliczając od dziesięciu. Wyżej, aż poczujesz ból.
Ból, ciągle tylko to. Nie sprzeciwiał się jednak, wiedział, że tak musi być. Posłusznie wykonał ćwiczenie, a potem facet zaprosił go na bieżnię i uruchomił sprzęt.
-Dziś na pierwszej wizycie chcę sprawdzić w jakim stopniu jesteś zdrowy. Na następnej będę chciał wykorzystać kąpiel elektryczno-wodną.
-Zawsze to były jedne z moich ulubionych sesji.
-I bardzo pomocne w leczeniu. Będziesz miał również masaże dwa razy w tygodniu. Zapiszę cię do naszego najlepszego chłopaka. Ma złote ręce i stawia na nogi wszystkich. Dobrze, to teraz ci utrudnię i zwiększymy tempo. Twoje nogi i wszystkie mięśnie świetnie działają.
-To zasługa poprzedniego lekarza. Są w porządku tylko czasem mam uczucie jakby mi mdlały i cierpły. Męczą się jak długo stoję. Mogą chodzić, ale nie lubią stać.
-Twoja mama przesłała mi twoją kartę. Postaramy się ty i ja, żebyś wrócił do pełnego zdrowia, a o wózku zapomniał.
-To niech mi pan powie dlaczego w chwilach silnych emocji one – tu wskazał na nogi – nie chcą współpracować.
-Dużo również zależy od mózgu, który wysyła im złe sygnały w takich chwilach, ale to również pokonamy.
Fizjoterapeuta uśmiechnął się szczerze.

Dwie godziny później wstąpili do pizzerii. Usiedli przy oknie. Zamówili dużą pizze z podwójną ilością sera, szynką i pomidorami oraz dużą colę. Czekając na zamówienie Kazunari poszedł do toalety, a Meiji siedział sam przy stoliku podpierając brodę na złączonych nadgarstkach i przyglądał się ludziom, którzy przechodzili chodnikiem. Czuł się dobrze mimo zmęczenia po ćwiczeniach. Jutro był umówiony na masaż. Wolał by, te trzy popołudnia w tygodniu spędzać inaczej, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Mimo woli uśmiechnął się i tak zastygł widząc kątem oka, że do stolika obok usiadła piątka roześmianych osób.
-Jeszcze tego brakowało – zrezygnowany oparł się o oparcie kanapy.
-Co masz taką minę? – drgnął, kiedy brat położył mu rękę na ramieniu.
-Jaką?
-Jakby cię coś w dołku cisnęło – usiadł naprzeciw niego.
-Nie zwyczajnie straciłem ochotę na jedzenie. Wolał bym wrócić do domu.
Kelnerka przyniosła im zamówienie.
-No sorki, ale za późno. Zjemy i wracamy – wyszczerzył równe białe ząbki, podziękował dziewczynie i zajął się swoją połową pizzy.
Białowłosy usłyszał radosny śmiech dochodzący ze strony w którą nie chciał patrzeć. Jednak jakaś siła zmusiła go do rzucenia okiem w tamtym kierunku i aż wstrzymał oddech. Szare oczy przyglądały mu się z ciekawością.

1 komentarz:

  1. Hejka,
    wspaniały rozdział, agrh Aizawa mnie wkurza do Hiroto i Jiro miły, ale właśnie widać, że nikt nie chce pomóc...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń