sobota, 13 sierpnia 2011

Szkolny prześladowca - rozdział 3

Poczuł się nieswojo pod tym bacznym wzrokiem. Mimo to przyjrzał się reszcie jego towarzyszy. Oprócz Hayato, Jiro i tej brunetki, którą zawsze widział u boku Oshimy, był jeszcze jeden chłopak. Miał rude włosy, przenikające człowieka na wylot błękitne oczy i wyglądał na starszego. Jego wzrok wyśledził tor w którym patrzył Aizawa i również spojrzał na białowłosego. Zapytał o coś swojego kolegę i po jego odpowiedzi wstał. Meiji przełknął ślinę, kiedy rudzielec podszedł do ich stolika.
-Cześć. Mam na imię Ryutaro.
-Cześć. Meiji.
Kazunari dopiero wtedy podniósł głowę z nad pizzy.
-Ryutaro? Stary co ty tu robisz? - wstał i serdecznie uścisnął rękę młodemu mężczyźnie.
-Przyszedłem coś zjeść. Jestem z przyjaciółmi, może dołączycie do nas? Twój kolega powinien ich znać, chodzą do tej samej szkoły.
-To mój młodszy brat. Chętnie się przyłączymy, prawda Meiji? - wziął cole i swoją pizze.
Chłopak nie miał najmniejszej ochoty siedzieć przy stole z szarookim, ale mimo pytania brata i tak nie miał nic do powiedzenia. Z niechęcią wstał i poszedł za chłopakami. Jakby tego brakowało jedyne miejsce które zostało wolne, było obok Satoru. Usiadł wgapiając się w stolik.
-Dlaczego zmuszają mnie bym z nim siedział? - chciał uciec – On mnie zabije po tym jak uciekłem sprzed szkoły i jeszcze myśli, że ja myślę, że on...
Ktoś postawił przed nim jego napój i pizzę.
-Proszę, zapomniałeś wziąć – uśmiechnął się Ryutaro – rozchmurz się. Nikt cię tu nie zje.
-Dziękuję, ale nie jestem głodny.
-Szybko przechodzi ci apetyt – westchnął brat.
Meiji czuł ciepło pochodzące od ciała Satoru. Stykali się ramionami i próbował odsunąć się od tego dotyku. Bał się, że jutro chłopak wykrzyczy mu to, że musiał przy nim siedzieć i na dodatek go dotykać. Odsunął się od niego prawie na sam kraj ławki.
-Spadniesz jak przesuniesz się jeszcze kawałek – powiedział Aizawa.
-Nie, tak jest dobrze.
-Boisz się mnie?
-Nie – spojrzał na niego butnie.
-To przysuń się.
-Odwal się! - krzyknął, tym samym zwracając na siebie uwagę wszystkich osób przy stoliku.
-No, no Satoru chłopak ma werwę – powiedziała dziewczyna Jiro.
-Cóż tak działam na innych – bezradnie rozłożył ręce.
-Ryutaru skąd się znacie z Kazunarim,tak? - zapytał Hayato. Starszy Matsura przytaknął ruchem głowy.
-Studiowaliśmy razem przez kilka miesięcy. Kazu był o rok starszy, ale razem imprezowaliśmy do białego rana.
-To były czasy. Pamiętasz Aiko?
-Tą brunetkę z lokami?
-No – potwierdził.
-Nie sposób jej zapomnieć. Największa lafirynda na uczelni. Dawała każdemu, kto się nawinął.
-Słyszałem, że wyszła za mąż i ma dwójkę dzieci.
-Ludzie się zmieniają, ale nie ożenił bym się z taką, która nie szanuje siebie.
Meiji przysłuchiwał się całej rozmowie swojego brata i rudzielca. Nie uszło jego uwadze to, że rozluźnił się i czas zaczął mu szybko płynąć. Nie odzywał się tylko słuchał. Aizawa też niewiele mówił. Czasami czuł, że patrzy na niego. Jego ciepło wydało mu się przyjemne.
*
Wszyscy rozstali się po dwóch godzinach i kiedy Meiji już leżał w łóżku zaczął rozmyślać o całej tej sytuacji. Gdzieś w głębi serca poczuł żal, że to ciepło ramienia Aizawy zniknęło i już go nie czuje.
-Dlaczego? Przecież go nienawidzę. Każdy dzień w którym idę do szkoły i wiem, że on tam jest ściska mi żołądek. To czemu chcę, żeby już nastał świt?
Z tymi myślami, zmęczony zasnął.
*
W klasie rozległy się ponure głosy sprzeciwu z racji tego, że nauczyciel biologii rozdał im testy i dał trzydzieści minut na wypełnienie wszystkiego.
-Bez marudzenia mi tu. Z łatwością go rozwiążecie jeżeli chodź raz uważaliście na lekcjach – usiadł za biurkiem i wziął do ręki książkę.
Niezapowiedziane sprawdziany także Matsurze stały ością w gardle. Był dobrym uczniem, ale takich niespodzianek w chwilach rozkojarzenia, nie cierpiał. Zerknął na Aizawę. Chłopak w skupieniu wypełniał test.
-Jest taki spokojny, kiedy mnie nie zaczepia i potrafi być delikatny dla Hayato. Są pewnie bardzo bliskimi przyjaciółmi, jeżeli pocałował go prosto w usta i tak przytulił. Wczoraj nie było źle. Co się ze mną dzieje? Kilka chwil w pizzerii, a zaczynam mieć niepokojące myśli o tym draniu.
Odwrócił szybko głowę gdy wzrok Satoru padł na niego. Pochylił się nad testem i stwierdzając, że pytania są dziecinnie proste, zaczął go wypełniać.
Czas minął szybko i ciche pik pik dochodzące z minutnika, którym posługiwał się biolog, oznajmiło koniec testu. Nauczyciel kazał uczniom z pierwszych ławek je pozbierać i położyć na biurku. Później zadał lekcje do domu, oznajmiając, że za ich nieodrobienie ulg nie będzie jak ostatnio. W ten sposób lekcja dobiegła końca.
Meiji zanim wyszedł zobaczył, że na jego ławce wylądowała zwinięta kartka papieru. Podniósł brwi ze zdziwienia, rozwinął kartkę, była wyrwana z zeszytu i zawierała dwa pytania, napisane ładnym pismem. On pisał jak kura pazurem i zawsze podziwiał staranną pisownię.
Podobam ci się, że tak się na mnie gapiłeś? Jesteś pedziem? S.A.
Nie miał wątpliwości do kogo należą inicjały. Szybko odpisał na wiadomość.
Odpieprz się Aizawa. ODPIEPRZ DEBILU! Nawet jak byś był ostatnim facetem na ziemi nie chciał bym cię.
Nie obchodziło go to, że w ten sposób przyznaje się do swej orientacji.
Rzucił kartkę na jego stolik i wyszedł z klasy. Podszedł do swojej szafki, zdążył tylko ją uchylić, gdy czyjaś ręka dopchnęła drzwiczki na swój poprzedni stan, sprawiając, że głośny łoskot uderzenia odbił się echem po słabo zaludnionym korytarzu, zwracając uwagę ciekawskich gapiów.
-Posłuchaj, nigdy nie odzywaj się tak do mnie! - odwrócił chłopaka przodem do siebie i popchnął go na drzwiczki – Meiji miał dość tego rzucania nim o ścianę, kiedyś jego plecy tego nie wytrzymają – I nie gap się na mnie. Wczoraj mój przyjaciel zaprosił cię i twego brata do naszego stolika i jakoś musiałem cię znosić. I jak jeszcze raz nazwiesz mnie debilem to nawet twój brat ci nie pomoże, a tak cię załatwię. Znam takich jak ty. Biedny mały chłopiec, a ... - zniżył głos do szeptu, ale i tak był słyszany dla tych co stali obok – to, że widziałeś jak pocałowałem Hayato nie oznacza, że jestem pedałem, a nawet jakbym był nie zwrócił bym uwagi na ciebie, jesteś nikim. Małym ścierwem, śmieciem, nie wartym lizać mi butów. Rozumiesz? Irytującym, pieprzonym albinosem. Mógłbyś dla mnie zdechnąć!
-Satoru! - krzyknął Daishi stojący jak zawsze obok.
Meiji gapił się na czubki swoich butów, a w oczach zbierały się łzy. Nie wiedział czemu te słowa, nie raz słyszane, właśnie wychodzące z ust Satoru po raz pierwszy zabolały tak bardzo. Każda cząstka jego ciała rozsypywała się na drobne kawałki, jak rozbite szkło. Serce delikatne niczym płatek kwiatu, zaczęło krwawić przepełnione niezrozumiałym bólem.
Satoru w nerwach uderzył pięścią w szafkę i cofnął się z zamiarem odejścia.
-Masz rację, powinienem zdechnąć. Nawet nie wiesz jak chwilami tego żałuję – wyszeptał Meiji. Upuścił podręcznik. Wtedy poczuł to czego się tak bał. Nie zdołał nic zrobić i przewrócił się w ostatniej chwili złapany przez Hayato, nie uderzył głową w podłogę.
-Tylko nie teraz, nie tutaj, nie tak – myślał rozpaczliwie. Jego organizm zaprotestował na atak tak silnych negatywnych emocji. Poczuł się upokorzony i zdradzony przez własne nogi. Łzy popłynęły z jego oczu jak wielkie grochy, mimo usilnych starań, żeby je powstrzymać.
-Wszystko w porządku? - spytał wystraszony Hayato.
-Nie czuję nóg. Nie mogę wstać.
Hayato popatrzył wściekłym wzrokiem na przyjaciela.
-Może mu pomożesz, co? Coś mu jest, trzeba zanieść go do pielęgniarki, ja go nie uniosę.
-O nie,nie – Meiji za pomocą rąk podniósł się do siadu i otarł łzy – niech się do mnie nie zbliża. To zaraz przejdzie.
-Naprawdę nie czujesz nóg? - zapytał Aizawa, a w głosie dało się wyczuć nutkę zaniepokojenia.
-Gówno cię to obchodzi! Będziesz miał kolejny powód do śmiechu. Co ty robisz?
Satoru podszedł do chłopaka i wsunął mu rękę pod kolana, a drugą objął pod ramionami.
-Zabieram cię do pielęgniarki.
-Nie ma mowy, nie będziesz mnie nosił! - zaczął się szamotać.
-Bo cię upuszczę – Meiji poczuł jak oddala się od ziemi i natychmiast oplótł ramionami jego szyję.
-Ile ty ważysz? Jesteś lekki jak piórko.
-Tyle ile potrzebuję.
Zielone i szare oczy spotkały się na sekundę, później uciekły od siebie patrząc w różne strony.
Satoru zaniósł Matsurę do dyżurki pielęgniarki i położył go na kozetce. Powiedział o co chodzi i stanął obok białowłosego. Pielęgniarka znała historię choroby chłopaka i podała mu lek na uspokojenie się, widząc jaki jest roztrzęsiony.
-Musiałeś się nieźle zdenerwować, że tak to odczułeś.
-Ostatnio często jestem zdenerwowany – popatrzył z wyrzutem na Satoru – On może stąd wyjść.
-Kolega martwi się o ciebie.
-Nie jest moim kolegą. Przyniósł mnie tu, bo musiał – ostatnie słowo wymówił z naciskiem.
-To w takim razie proszę wyjść.
Aizawa w milczeniu opuścił dyżurkę.
Meiji odetchnął. Czucie w nogach wracało.

Spanikowana matka odebrała go ze szkoły i zawiozła do domu. Wezwany lekarz stwierdził, że nic mu nie będzie, ale musi kilka dni odpocząć. Niestety masaż na który tak czekał przepadł. Czuł się beznadziejnie. Do tego wciąż tkwiły mu w głowie bolesne słowa Aizawy.
-Synku – mama wzięła sobie kilka dni wolnego, nie wiedział czemu, przecież dobrze się czuł. Przysiadła się do niego na kanapę – rozmawiałam z twoich rehabilitantem i powiedział, że chłopak, który miał ci zaaplikować serię masaży, kilka dni temu, może to robić również w domu klienta, więc zamówiłam go na dziś.
-Chyba oszalałaś! Czuję się dobrze i mogę sam pojechać do ośrodka. Nie traktuj mnie jak niepełnosprawnego.
-Nie traktuję...
-Nie, wcale tego nie robisz. To czemu się tak czuję?
-To tylko dziś dobrze? Na następne spotkanie pojedziesz do ośrodka.
Kazunari wszedł do salonu i klapną na pobliski fotel.
-Mamo mam prośbę.
-No mów.
-Chcę na jutro zaprosić Mayuko do nas na kolację. Mam nadzieje, że się zgodzisz i coś ugotujesz.
-To coś poważnego, jeżeli zapraszasz dziewczynę do domu. Cieszę się, że chcesz się ustatkować.
-Super – uznał to za zgodę - Idę do niej zadzwonić, albo nie, spotkam się z nią. Dzięki mamo – Kazunari cały w skowronkach wybiegł z pokoju.
-A ty idź weź prysznic, bo za godzinę twój masażysta tu będzie. No, już ruszaj tyłek. Ja muszę tu posprzątać.
-Dobra już dobra. Jeszcze jedno, będę musiał jutro uczestniczyć w tej kolacji?
-Obowiązkowo.
*
Wszedł pod strumień gorącej wody. Przymknął oczy skupiając się na uderzeniu strumienia, na jego skórze. Kochał wodę. Brzoskwiniowy żel rozniósł swój zapach po całej kabinie. Mógłby tak spędzić wieczność. Czuł się wtedy wolny od swoich trosk. Miał nadzieję, że masaż, który go czeka odpręży go. No, może nie tak jak pewnego deszczowego dnia, kiedy zasnął facetce na stole, po czym poczuł się głupio. To były już te chwile, kiedy masaż nóg przestał boleć, a sprawiał przyjemność. Uśmiechnął się po raz pierwszy od kilku dni.
Zszedł na dół w szlafroku. I usłyszał głosy dochodzące z salonu. Przy drzwiach zauważył obce buty i kurtkę. Stwierdził, że chłopak już przyszedł i wszedł do pomieszczenia. Stół do masażu już był ustawiony i wszystkie potrzebne rzeczy.
-A oto mój syn Meiji.
-My się znamy.
Dopiero wtedy białowłosy przeniósł wzrok ze stołu na chłopaka. Pamiętał te rude włosy.
-Ryutaro?
-Znacie się? – matka wyglądała na trochę zdezorientowaną.
-Tak. Poznaliśmy się niedawno w pizzerii.
-To fajnie, że się znacie. Zostawiam was samych.
Meiji stał i wpatrywał się w rudzielca.
-Ty jesteś masażystą?
-Podobno najlepszym, ale przez skromność tego nie powiem – puścił mu oczko – Nie wiedziałem, że to do ciebie jadę.
-A nazwisko nic ci nie mówiło?
-Zbyt wiele razy spotykałem się z taką zbieżnością nazwisk. To co zaczynamy? Proszę owiń ten ręcznik wokół bioder i połóż się na brzuchu.
Matsura owinął się dokładnie ręcznikiem i zrzucił szlafrok. Powoli położył się na stole. Czuł się niezręcznie. Dodatkowo o gęsią skórkę przyprawiał go fakt, że mężczyzna zna Aizawę. To podsunęło mu myśl.
-Znasz dobrze Satoru Aizawę?
-Tak. Jest wielkim przyjacielem mojego brata, właściwie to...
-Brata? - przerwał rudzielcowi w dokończeniu zdania.
-Hayato Daishi jest moim bratem – Ryutaro rozsmarował olejek do masażu na prawej łydce chłopaka i powolnymi ruchami zaczął uciskać odpowiednie miejsca, rozluźniając chłopaka.
-Nie jesteście podobni.
-Hayato został adaptowany przez moich rodziców.
-Nie wiedziałem, że...
-Nie chwali się tym.
-Co się stało, że wylądował w domu dziecka?
-Został podrzucony na próg sierocińca zaraz po urodzeniu.
-Smutne.
Ryutaro masował wpierw łydki chłopaka po czym podsunął delikatnie ręcznik w górę i zajął się jego udami.
-Bardzo, ale teraz ma nas. Długo nie chodziłeś?
-Dwa lata.
-Nie widać. Twoje mięśnie są w dobrym stanie.
-Nawet jak jeździłem na wózku, to ćwiczyłem. Moim celem było wstanie z niego, zwłaszcza jak się dowiedziałem, że mogę to zrobić. Z początku nie wierzyłem w tą całą terapię, ale z czasem efekty się pojawiły i teraz chodzę. Tylko czasem mnie nogi zawodzą.
-Zrobimy wszystko, aby tak nie było.
Mężczyzna dużo czasu poświęcił na każdy mięsień jego nóg. Czuł lekki ból, ale taki przyjemny.
-Teraz zajmę się twoimi plecami.
-Nie musisz mi mówić co robisz. Wiem na czym polega masaż.
-No, ok – roześmiał się cicho – jesteś nadal spięty.
-Trochę. To powiesz mi coś o Aizawie?
-Jest świetnym chłopakiem. Satoru to osoba której jak zdobędzie się zaufanie, przyjaźń, uczucie to cię nigdy nie zawiedzie. Chyba że ty zawiedziesz jego, a wtedy powrotu nie ma. To ktoś w kim nie warto mieć wroga.
-Już uważa mnie za wroga.
-Dlaczego tak mówisz?
-Nie lubi mnie. O jak dobrze – zamruczał, kiedy chłopak masował jego ramiona i mięśnie na karku – powiedz mi jeszcze, dlaczego on wyżywa się na mnie?
-Robi to? – Ryutaro na chwilę zatrzymał się.
-Błagam nie mów mu, że wiesz o tym co ci mówię.
-Słowo.
-Robi to od samego początku. Nic mu nie zrobiłem, a on reaguje na mnie jak płachta na byka.
-Nie czytam w jego myślach, ale sądzę, że mu kogoś przypominasz i pewnie dlatego.
-Kogo? – odwrócił się na plecy. Ryutaro powrócił do jego nóg.
-Chłopaka z dawnych lat, ale tylko tyle mogę ci powiedzieć. Reszta jest tajemnicą, a ja jego zaufania nie zdradzę.
-Dlaczego?
-Bo za bardzo go kocham.
Białowłosy zszokowany podniósł się na rękach i wpatrzył w rudzielca.
-Kochasz?

3 komentarze:

  1. Wiesz dobrze gdzie zakonczyc, ciezko sie oderwac xD. Uuu tego sie nie spodziewalam ze glowny bohater mu kogos przypomina, i dlatego go dreczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka, hejka,
    rozdział jest wspaniały, ale czyżby jednak Meiji przypominał Aizawie wielką miłość, która no niewiem zdradziła, albo odeszła do kogoś innego lub no umarła i dla tago tak się zachowuje
    weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń